Rozdział 6: Kraina snów

82 7 8
                                    

Najsłynniejszy zegar na całym świecie, wybił właśnie siedemnastą gdy się do niego zbliżałam. Spacerując brzegiem Tamizy zbierałam swoje myśli i próbowałam ochłonąć. Nie było to jednak łatwe. Co rusz gdy zamykałam oczy widziałam przed sobą niedawną scenę. Tą, którą pragnęłam jak najszybciej wyrzucić ze swojej pamięci, bo za każdym razem rozrywała boleśnie moje zranione serce.

Delikatnie przysiadłem na betonowej części ogrodzenia, odradzającego pałac westminsterski, w celu zebrania myśli. Dłonie zacisnęłam nerwowo na kolanach, nie wiedząc co ze sobą począć. Na domiar złego mój telefon raz po raz wibrował w kieszeni spodni, skutecznie mi o sobie przypominając. Zrezygnowana spojrzałam na wyświetlacz i widząc na wyświetlaczu imię "Harry" nie wahałam się ani chwili. Przycisnęła guzik blokady, a następnie wyłączyłam urządzenie. Chciałam pobyć chociaż przez chwilę sama.

Dopiero teraz miałam szansę przez chwilę pomyśleć. Zastanawiałam się co mam teraz ze sobą zrobić. Nie chciałam wracać do domu. W momencie, gdy po raz pierwszy dostałam trochę wolności, powrót tam był najgorszą możliwą opcją. Nie mogłam się jednak przecież cały dzień kręcić po mieście. Przez myśl przeszło mi wybranie się do centrum handlowego, ale miałam przy sobie jedynie sto funtów, które zawsze nosiłam schowane w telefonie w razie nagłych, niespodziewanych sytuacji. I jak się okazało, dzisiejszy dzień taką sytuacją był.

Posiedziałam tak jeszcze chwilę, rozważając różne opcje. Wtedy właśnie naszła mnie niespodziewana i lekko szalona myśl. Miałam czas wolny, byłam sama, mogłam iść przecież tam dokąd cały czas tak bardzo chciałam...

Niespodziewany zastrzyk energii krążył w moich żyłach, nakłaniając mnie do podniesienia dupy z jebanego murku i ruszenia przed siebie. Nie musiałam iść nawet daleko, bo dwie ulice od miejsca, w którym siedziałam znajdował się postój taksówek. Dzięki okolicznym atrakcjom turystycznym roiło się ich tu zawsze pełno. Podeszłam do pierwszej taksówki, z której właśnie wysiedli jacyś zagraniczni turyści i wsunęłam się na ich miejsce na tył pojazdu, a mężczyzna zmierzył mnie wzrokiem w lusterku.

- Jestem miejscowa - powiedziałam mu, zanim zapytał skąd pochodzę jak to mieli w zwyczaju w tym rejonie. - Potrzebuje znaleźć się w...

Szlak. Moim planem było dostanie się na imprezę, o której mówiła cała szkoła. Jednak to właśnie teraz uzmysłowiłam sobie, że ani razu nie zapytałam o adres czy nazwę klubu. Sądziłam, że nie będzie takiej potrzeby. Jak widać los potrafi być przewrotny.

- Chce pojechać na imprezę, ale nie znam lokalu - powiedziałam w końcu.

- Na imprezę? - Mężczyzna przyjrzał mi się uważnie w lusterku. - Dziecinko, tutaj jest pełno dyskotek, skąd mam wiedzieć na którą chcesz iść?

- To nowy klub, dziś ma otwarcie. Chyba już wszyscy o tym rozmawiają... - wyjaśniłam próbując wymyślić, jak dokładniej zasugerować, o który klub dokładnie mi chodzi. - Jego właścicielem jest Pan.

Mężczyzna zmarszczył brwi słysząc przeziwsko właściciela klubu. Wydawało mi się, że przez chwilę myślał nad tym, czy na pewno mnie tam zawieźć. W końcu jednak chęć zarobku wygrała z jego sumieniem, a z którym nie wiedziałam dlaczego stoczył długą wojnę.

- Czyli kurs na "Krainę snów".

Po tych słowach mężczyzna ruszył, wyjeżdżając z tłocznej, turystycznej okolicy. Obserwowałam przez szybę, mijaną przez nas dzielnice, którą znałam niemal jak własną kieszeń. A przynajmniej tak mi się zdawało. Po kilku skrzyżowaniach wjechaliśmy do części miasta, którą jedynie czasem mijałam. W końcu mężczyzna zaparkowałam na miejscu, właśnie wyjeżdżającej taksówki i zgasił silnik.

PAN Kraina SnówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz