Rozdział 24: Tinkerbell

58 6 8
                                    

Czekałam, a każda sekunda zdawała się trwać wieczność. Miałam wrażenie, że czas stanął w miejscu, a panująca wokół cisza, rozsadzała moje bębenki. Szumiąca z zawrotną szybkością krew szumiała mi w uszach, będąc jednym co w tym momencie słyszałam.

Nawet nie wiedziałam kiedy kucnęłam, być może wtedy gry wraz z wystrzałem przyłożyłam dłonie do uszu, a z moich ust wydobył się krzyk przerażenia. A teraz, trwając w tym zawieszeniu, czekałam, prawdopodobnie na ból, który nie dochodził.

Strzał padł, to było pewne, jednak nie był wymierzony we mnie jak podejrzewałam. W moim umyśle, niemal od razu pojawiły się ciemne myśli, że to Peter mógł zostać ranny. Odważyłam się więc unieść powieki, by rozeznać się w sytuacji.

Pan stał na swoim miejscu, niezachwiany, jakby wystrzał nie zrobił na nim żadnego wrażenia. Jego dłonie wisiały spokojnie wzdłuż ciała, a w jednej z nich trzymał swoją broń. Z wahaniem przeniosłam wzrok na mężczyznę, który jeszcze chwile temu do mnie celował, a to co zobaczyłam sprawiło, że żołądek podjechał mi do gardła.

Mężczyzna leżał na podłodze, a pod nim formowała się kałuża krwi. Jednak nie tylko tam ona była, ściany były nią przyozdobione, tworząc makabryczne zacieki. Czerwona ciecz niemal wsiąkała w pomalowaną na szaro ścianę, tworząc makabryczny dowód na to, jaka zbrodnia została tu popełniona.

Chciałam wstać, podejść do Petera, krzyczeć, pytać o co tu chodzi, ale nie mogłam. Nie panowałam nad swoim rozdygotanym ciałem. Usiadłam na podłodze, dając głowę między kolana, licząc, że powstrzyma to mdłości, które co rusz mnie ogarniały oraz tańczące mi przed oczami ciemne plamy. Wplotłam palce we włosy, zaciskając je następnie w pięści z nadzieją, że ból nieco mnie uspokoi. Ale i tak miałam wrażenie, że zaraz zemdleje.

Poczułam na swoich ramionach czyjeś dłonie, zaskoczona i nieco przerażona odskoczyłam, podnosząc raptowanie głowę. Peter kucał przede mną, unosząc swoje dłonie w pokojowym geście, na znak, że nie chce zrobić mi krzywdy. Ja jednak nie potrafiłam wyrzucić sprzed oczu tego jak pewnie stał i obchodził się z bronią. Jak bez zawahania postrzelił człowieka.

- Spokojnie, nic ci się już nie stanie, jesteś bezpieczna - powiedział spokojnym głosem.

- Zastrzeliłeś go - wyszeptałam drżącym głosem.

- Bo inaczej on, zastrzelił by ciebie.

- On nie żyje - powiedziałam ledwo powstrzymując nachodzące mnie mdłości.

Nie wiem dlaczego chciałam spojrzeć na leżącego mężczyznę, Tak jakby jego widok jeszcze nie dosyć wżarł mi się w pamięć. Mój wzrok, jednak nie zdążył powędrować w tamto miejsce. Peter ruszył się szybko, zasłaniając mi widok. Chwycił za mój podbródek bym nie mogła przechylić głowy.

- Nie patrz tam laleczko - powiedział cicho. - Chodź, zabiorę cię do łazienki, opłuczesz twarz i się uspokoisz. Muszę wezwać kogoś kto tu posprząta.

Przytaknęłam na jego słowa. Mężczyzna chwycił mnie za przedramiona podciągając do góry, na co mu pozwoliłam, chociaż żołądek podjechał mi do gardła. Poszedł ze mną do łazienki gdzie tak jak kiedyś oparł o szafkę, znajdującą się naprzeciw umywalki.

- Dasz sobie radę? Zaraz wrócę, tylko gdzieś zadzwonię.

Przytaknęłam, a Peter zostawił mnie samą, zamykając za sobą drzwi. Oparłam się dłońmi o zlew, robiąc głębokie wdechy dla uspokojenia. Opłukałam twarz zimną wodą, by nieco mnie otrzeźwiło, jednak i tak zleciało trochę czasu, nim całkiem udało mi się uspokoić.

Słyszałam zza drzwi łazienki jakieś przyciszone głosy i kroki kilku osób. Domyślałam się, że muszą to być osoby, mające za zadanie uprzątnięcie bałaganu po strzale. Mroczne obrazy nie chciały wyjść mi z głowy, a w szczególności prześladował mnie widok wycelowanej w moją stronę broni.

PAN Kraina SnówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz