Rozdział 11: Dwa razy na prawo...

75 4 4
                                    

Patrzyłam na niego z niedowierzaniem, tylko cudem nie otwierając szeroko ust ze zdziwienia. Dlaczego pytał się, czy mu ufam? Jakiej odpowiedzi ode mnie oczekiwał? Liczył, że powiem “tak”, mimo że praktycznie go nie znam? Przecież to byłoby szaleństwo. Nie można ufać świeżo poznanej osobie, tym bardziej z taką reputacją.

Miałam mętlik w głowie nie wiedząc co mam odpowiedzieć. Wpatrywałam się w niego, a on dawał mi czas na swobodne przemyślenie swojej decyzji. Głęboko zastanawiałam się, co może się stać gdy odmówię lub przytaknę.

- Nie - odpowiedziałam w końcu decydując się na bezpieczniejszą opcję.

- I bardzo dobrze, właśnie na taką odpowiedź liczyłem. - Uśmiechnął się z zadowoleniem. - Ale i tak chodź.

- Chyba zwariowałeś, jest późno a ja jestem w piżamie. Ktoś w dodatku może nas zobaczyć i będę miała kłopoty.

- Laleczko przebierz się i chodź ze mną. Nie każe ci żebyś mi zaufała, chcę tylko byś ze mną poszła.

- A czy pójście z tobą, Bóg wie gdzie, nie znaczy też tego, że muszę ci zaufać, że mnie nie zabijesz za rogiem?

- Laleczko, gdybym chciał twojej krzywdy już dawno bym to zrobił. Czyż nie miałem ku temu już dosyć okazji gdy byliśmy sami?

Przygryzłam lekko dolna wargę, wiedząc że ma racje. Mógł mnie skrzywdzić przy naszym pierwszym spotkaniu w uliczce uciech, bądź w swoim mieszkaniu gdzie leżałam nieprzytomna. Nigdy nie zrobił nic, by mnie skrzywdzić, więc po co miałby nagle zmienić zdanie?

- Daj mi chwile, przebiorę się. - Powiedziałam zamykając okno.
Mogłabym przysiąc, że dostrzegłam uśmiech pnący mu się na usta. Zamknęłam okno i zasunęłam kotary odgradzając się od niego grubym kawałkiem materiału. Przeczesałam dłonią włosy u nasady stawiając kroki w kierunku garderoby.

Miałam wrażenie, że lunatykuje, że to wszystko jest snem, a Peter wcale nie stoi za moim oknem na gazecie. To było zbyt dziwne, by mogło wydawać się realne. Mimo to i tak przebrałam się w parę ciemnych jeansów i czarna bluzę Harrego, która zalegała na dnie mojej szafy.

Wyciągnęłam z małej szafki stojącej, czarne trampki i zawiązałam mocno wokół kostki. Sięgnęłam z toaletki gumkę do włosów i związałam nią włosy w wysoki kucyk. Tak gotowa podeszłam do okna, które na powrót otworzyłam, zastając Pana swobodnie siedzącego. Widząc mnie mężczyzna podciągnął się ostrożnie z powrotem do pozycji stojącej i wyciągnął dłoń w moją stronę, by pomóc mi wejść.

Chwyciłam jego dłoń i weszłam na parapet swojego okna. To nie był przecież pierwszy raz gdy nim wychodziłam, teraz było jednak inaczej. Męska dłoń trzymała mocno moją, dając mi oparcie. Serce biło mi jak szalone. Stawiając pierwszy rok na chybotliwą gałęź mocniej zacisnęłam rękę obawiając się upadku.

- Nie martw się, w razie co cię złapie, lub polecę razem z tobą - zapewnił mnie cicho Peter wycofując się wolno.

Stawiałam ostrożnie krok za krokiem, rozglądając się przy okazji czy nie ma nigdzie żadnego ochroniarza, oraz czy wszystkie światła w domu są wyłączone. Nim się spostrzegłam chłopak puścił moją dłoń i sama doszłam do końca gałęzi. Patrzyłam jak chłopak sprawnie zszedł z drzewa, a następnie wyciągnął obie ręce w moją stronę by asekurować mnie przy zejściu.

Schodzenie akurat było jedna z łatwiejszych czynności w chodzeniu po drzewach. Bez problemu znajdowałam stopami niższe gałęzie i szpary, w których stawałam. W końcu poczułam na swoich biodrach dłonie Petera, a chłopak bez problemu pomógł mi zeskoczyć na ziemię. Następnie chwycił moją dłoń i poprowadził mnie pewnym krokiem przez strawnik.
Ku mojemu zaskoczeniu nie szliśmy w stronę głównego, a jednocześnie jedynego wyjścia z posesji. Szłam za nim nie rozumiejąc gdzie mnie prowadzi, aż doszliśmy do małej szopki na narzędzia i znajdującego się obok niej kompostownika. Chłopak puścił moją dłoń by wspiąć się na nieduży murek, a następnie z niego przeszedł na dach budynku.

PAN Kraina SnówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz