13🌷

322 20 14
                                    

I stało się. Krew, krzyki i uderzający o siebie metal to jedyne co widziałam i słyszałam. Wszędzie padały ciała narnijczyków lub telmarów, a wojsk wroga jakby nie było końca.

Na początku nie dopuszczałam do siebie myśli, że coś może pójść nie tak. Po pocałunku z Edmundem wybiegłam prosto w wir walki. Na początku gryfy podleciały, aby zrzucić na nieprzyjaciela głazy, jednak większość z nich została postrzelona. 

Mieliśmy plan, gdy Telmarowie wypuszczą na nas jeden ze swoich oddziałów część naszych usunie filary pod kopcem podtrzymujące ziemię, dzięki czemu grunt zapadnie się nieprzyjaciołom pod nogami. Nie przewidzieliśmy jednak tego, że ich wojska będą tak liczne.

Co prawda plan z usunięciem ziemi wyszedł, jednak przed nami były dziesiątki takich samych oddziałów. Prawdę mówiąc szanse były nikłe.
Ja jednak nie traciłam nadzieji, z każdym ciałem które padało na ziemię zabite przez mój miecz wyobrażałam sobie że oni to samo robili z moim ojcem, a to dodawało mi odwagi i pewności, że postępuje dobrze. Pora się zemścić.

Nigdy w życiu nie czułam się tak jak teraz. Podsycała mnie myśl o tacie oraz pocałunku z Edmundem. Leciałam jak burza, taranując każdego wroga któryś napatoczył sie na moją drogę. Sama co prawda kilka razy nieźle oberwałam, jednak miałam to gdzieś. W moich żyłach płynęła czysta adrenalina pomagająca mi w walce.

W pewnym momencie podbiegł do mnie Kaspian. Byłam tak pochłonięta walką, że mało brakowało abym nie zrobiła mu krzywdy.

- Rosie, to już chyba koniec.- wskazał na wojska telmarskie zbliżające sie do nas. Były ich setki tysięcy, a my nie mieliśmy szans. Nawet moja nadzieja i chęć zemsty niewiele tu pomagały. Jednak wiedziałam że musze być silna, i wpajać narnijczykom wiarę w wolną Narnie. Nie mogę sie poddać..

- nie trać nadzieji kochany, nie wszystko stracone.-

- ale..- w tym momencie zostałam zaatakowana od tyłu przez jakiegoś mężczyznę.

- Walcz o wolną Narnie Kaspian!- wrzasnęłam wbijając ostrze w serce telmara. Ten padł na ziemie martwy, jednak ja nie mogłam nacieszyć się drobną wygraną zbyt długo, ponieważ zostałam zaatakowana po raz kolejny.

Przeciwnik wymierzył mi cios prosto w odkrytą twarz, powodując rozcięcie z którego zaczęła sączyć się powoli krew. Mało brakowało abym została przebita mieczem. Na szczęście w porę się odsunęłam, a następnie zaczęłam napierać na wroga z całych sił. Udało mi się zranić jego nogę oraz brzuch, jednak on nie pozostał mi dłużny celując w twarz oraz szyje. Na szczęście z tym drugim spudłował. Udało mi się zachwiać jego równowagę, dzięki czemu pchnęłam go na bardzo ostry głaz. Auć.

Moje ciało było cholernie słabe i zmęczone. Nie wiem ile już walczyłam ale napewno bardzo długo. Bałam się że nie dam rady, bo powoli opadałam z sił. Jednak Wiedziałam że nie mogę sie poddać, nie teraz.

Nieprzyjaciół było coraz więcej, zaczęli otaczać nas z każdej strony. Co chwile widziałam ginących narnijczyków przez co miałam ochotę po prostu się poryczeć, ale nie mogłam bo na to nie było teraz czasu.

W pewnym momencie wśród stworzeń spostrzegłam czarną czuprynę, a po chwili gdy telmar przez nim padł martwy odsłaniając mi wszystko widziałam całą postać Edmunda. Był równie zmęczony co ja, a jego włosy niesfornie porozwalane po twarzy. Z tego co widziałam miał kilka ran i zadrapań ale nie wyglądał jakby stało mu się coś poważnego, wiec poczułam ulgę.

Zorientowałam się, że wgapiam sie w chłopaka stanowczo za długo gdy usłyszałam za sobą krzyk:

- Rosie uważaj!-  odwróciłam się gwałtownie gdy ciało telmarskiego żołnierza za mną osunęło sie na ziemie. Za nim stała Zuza która postrzeliła go swoją strzałą. Skinęłam jej głową w podziękowaniu znów wracając do walki.

Piotrek chyba zaczął myśleć że to koniec, bo zażądał natychmiastowy odwrót do kopca, jednak telmarowie widząc co planujemy zaczęli armatnie kule kierować w tamtąd strone, przez co chwile później wejścia już nie było.

Wiadome było, że nie mieliśmy szans. To, aż nas pokonają było kwestią czasu a moja nadzieja zaczęła powoli znikać. Cóż, jedynym plusem jest fakt, że przynamniej starałam się dokończyć zadanie mojego ojca.. starania to zawsze coś, prawda?

Gdy byłam gotowa na śmierć, nagle drzewa ożyły, i swoimi gałęziami miażdżyły armaty oraz żołnierzy nieprzyjaciół. To Łucja! Napewno Znalazła Aslana!

Wrogowie widząc, że nie mają szans z naturą zaczęli uciekać w strone rzeki, my oczywiście nie mogliśmy dopuścić do ich ucieczki więc pobiegliśmy za nimi krzycząc okrzyki bojowe. Adrenalina i pewność siebie znów zaczęły krążyć w moich żyłach. Mamy ogromne szanse, Narnia będzie wolna.

Gdy dotarliśmy do rzeki, wszyscy narnijczycy zatrzymali się podczas gdy nieprzyjaciele przebiegali przez most.
Po drugiej stronie stała Łucja z małym sztyletem w ręce.. Na Aslana!

- Łucja!- krzyknęłam biegnąc w stronę brunetki, jednak zatrzymała mnie ręka na nadgarstku.

- hej spokojnie, ona jest bezpieczna.- Edmund przyciągnął mnie do siebie i następnie przytulił. Ogarnęło mnie przyjemne ciepło i poczułam charakterystyczne motylki w brzuchu. Odsunęłam się powoli obracając w stronę mostu gdzie Łucja nie była już sama, obok stał potężny Lew.

Telmarów jednak to nie zraziło, i ruszyli na most. Zatrzymali się dopiero gdy zwierze ryknęło ostrzegawczo. Po chwili z wody wstał ogromny mężczyzna ręką zmiatając z mostu naszych przeciwników. Oglądałam to wszystko z zafascynowaniem. Miałam ochotę skakać z radości, bo to już koniec wojny. Jesteśmy bezpieczni a ja dokonałam zemsty.

Niedobitki telmarskich wojsk wychodziły powoli na plaże gdzie znaleźli się narnijscy żołnierze odbierający im broń. W tym czasie rodzeństwo w raz z księciem udali się w stronę Lwa. Ja powoli dreptałam za nimi nie wiedząc do końca co mam robić.

Wszyscy pokłoniliśmy się zwierzęciu.

- wstańcie królowe i królowie Narni.- rodzeństwo wstało.

- bez wyjątku.- Aslan zwrócił się w strone Kaspiana.

- nie wiem czy jestem godzien..-

- właśnie dlatego wiem że jesteś.- uśmiechnięty brunet powstał powoli.

- Powstań również ty, córko mojego najlepszego generała narnijskich wojsk. Księżniczko Rosanno.- wszyscy popatrzyli na mnie z niezrozumieniem, natomiast mnie zatkało, dosłownie. Ja? Księżniczką? Nie sądziłam że kiedykolwiek zostanę tak nazwana, chyba że przez Edmunda ale to inna kwestia.

Wstałam nadal będąc w szoku, jednak na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

- wszyscy doskonale się spisaliście wypełniając przepowiednie, oraz wyzwalając Narnię z rąk nieprzyjaciela. Jestem wam wdzięczny za wasze oddanie oraz odwagę.- wszyscy staliśmy uśmiechnięci. Uczucie zadowolenia gdy ktoś cię chwali to jedno, ale gdy robi to Aslan czujesz się wyjątkowa i doceniona maksymalnie.

Wszyscy powoli ruszaliśmy w stronę zamku, aby przejąć go i znów wprowadzić w Narni pokój.

Gdy oddalałam się z resztą usłyszałam za sobą głos Lwa.

- twój ojciec byłby z ciebie bardzo dumny Rosanno.-



.......................................................................................

no elo słuchajcie mam bardzo ważną informacje. W poniedziałek zdaje mega ważny egzamin a dzień później jadę na kilku dniową wycieczkę ze szkołą także następny rozdział będzie w tą sobotę o ile dam radę go napisać a kolejny dopiero za tydzień, mam nadzieje że mi to wybaczycieee. Buźki❤️

Well... Maybe i like you// EDMUND PEVENSIE🌷Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz