Świat jest wystarczająco zepsuty, prawda?
Wiele spraw pozostaje niewyjaśnionych, bądź po prostu dzieją się rzeczy, na które nie mamy wpływu, choć niezmiernie pragniemy zmienić bieg wydarzeń.
Jednak jesteśmy tylko marną garstką populacji, która jest jednym z nielicznego grona, które chciałoby coś zmienić. Przeżyć więcej, niż nam wszystkim będzie dane. Poznać jeszcze to, co nie odkryte.
Jednak musiałam porzucić te fantazje. Może w głębi duszy byłam taka. Zgłodniała wrażeń, zdeterminowana do dalszego działania. Jednak na zewnątrz byłam słaba, krucha i bez emocji, które z czasem coraz trudniej było mi okazywać.
Tego dnia rodzice wysłali mnie do nowej szkoły. Przeprowadziliśmy się do stolicy Waszyngtonu, więc miałam więcej opcji do wybrania dobrego liceum. Mama pomogła mi wybrać odpowiednią placówkę, do której udało mi się dostać.
Jechałam samochodem z tatą, który trzymał czarną, skórzaną kierownicę. Jego dłoń zdobiła złota obrączka, której nigdy w życiu nie widziałam, aby zdejmował. Jakby była dla niego najcenniejszą rzeczą na świecie.
- Stresujesz się? - Zapytał, spoglądając na mnie kątem oka.
- Trochę. - Przyznałam, bawiąc się palcami.
- Nie martw się. - Pocieszył mnie, uśmiechając się lekko. - Wszystko będzie dobrze.
Miałam taką nadzieję.
Przez moją odmienność nie mogłam się nigdzie wpasować. Ani do mojej rodziny, ani do rówieśników. Byłam odludkiem, który został porzucony sam sobie. Nie znalazłam miejsca, gdzie poznałabym kogoś takiego, jak ja.
Mój tata zatrzymał się pod ceglanym murem, który otaczał budynek liceum. Wzięłam głębszy wdech i popatrzyłam na niego.
- Przyjadę po ciebie po szkole, dobrze?
- Dobra. - Powiedziałam zestresowana. Mężczyzna pogłaskał mnie po włosach i pocałował czule w czoło, przez co mój stres odrobinę się ulotnił.
- Kocham cię, Melody.
- Ja ciebie też. - Odpowiedziałam z uśmiechem na wargach.
Pożegnałam się i opuściłam pojazd, zamykając drzwi. Kiedy odjechał, z ciężkim sercem zaczęłam iść w stronę wejścia.
Spojrzenia większości osób zwróciły się w moją stronę. Założyłam kosmyk ciemnych włosów za ucho ze stresu, patrząc w podłogę. Usłyszałam szepty, ale nie mogłam zrozumieć, co dokładnie mówili.
Weszłam do środka, gdzie panował spory tłok. Korytarz wyglądał tak, jak w większości szkół. Szaro zielone szafki, żółte ściany i przestrzeń oświetlona białymi lampami. Westchnęłam, kiedy nagle przed moją twarzą pojawił się aparat, który zrobił mi zdjęcie z flash'em.
- Hej! W końcu przyszłaś! - Dziewczęcy głos rozbrzmiał za urządzeniem. Rozchyliłam zdumiona wargi. - Melody Coleman, tak?
- Tak. - Powiedziałam niepewnie.
- Jestem Tatiana Winters. - Moim oczom ukazała się piegowata twarz z ciepłym uśmiechem. - Zostałam poproszona, aby pokazać ci naszą szkołę.
Podrapałam się po karku, lekko skrępowana.
- To co? Idziemy? - Zapytała, ale nie czekała na moją zgodę, bo od razu pociągnęła mnie za sobą przez tłum ludzi. - Ej, ludzie, nowa uczennica idzie!
Zarumieniłam się z zażenowania, spuszczając głowę.
Dziewczyna oprowadziła mnie po całej placówce, opowiadając nieraz ciekawostki na temat wielu uczniów. Przykładowo, jedna z dziewczyn, która nazywała się Beth, miała robione sztuczne usta, czy coś takiego. Średnio mnie interesowały sprawy wyglądowe. Chodziłam w tym, co miałam i czułam się z tym świetnie. Nie lubiłam się malować, bo czułam się wtedy cholernie sztucznie i nieczysto.
CZYTASZ
Bloody Angel Soul
Romance„Zniknąłeś, a razem z tobą zniknął cały mój świat." BLOOD DYLOGY #2 Melody Coleman wraz z rodzicami przeprowadziła się do Olympii, czyli stolicy stanu Waszyngton. Nastolatka bardzo różniła się od swoich rodziców. Jej matka, Madelyn wraz z jej ojcem...