Rozdział 8

80 12 5
                                    

Julia

Budzę się dosłownie dziesięć minut przed tym, jak docieramy do celu. Kiedy otwieram oczy, Kuba właśnie ściąga moją walizkę z półki i zerka na mnie rozbawiony. Głupek. Ignoruję go i mam nadzieję, że nigdy nie wróci do tego, co wydarzyło się w tym przedziale.

Gdy idziemy wąskim korytarzem do wyjścia, bo niestety nie tylko my chcemy tutaj wysiąść, jestem już porządnie zgrzana. W końcu widzę drzwi, przy których kłębi się tłum obładowanych bagażami pasażerów. Kuba stoi za tuż mną i czuję się niezręcznie, bo jest zdecydowanie zbyt blisko.

I nagle, jak ostatnia ofiara losu, potykam się o coś leżącego na podłodze. Na szczęście szybko łapię równowagę i spoglądam rozkojarzona w dół. Pod ścianą, niedaleko wyjścia z pociągu siedzi chłopak, przynajmniej tak mi się wydaje, bo większość jego ciała jest skutecznie ukryta za nogami tłoczących się w przejściu podróżnych. Widzę tylko kawałek ciemniej czupryny i czarne vansy. A to, na co wpadłam, to jego torba. O, poprawka, widzę jeszcze coś. Dyskretny, jednak z pewnością skierowany tylko do mnie uśmiech. Wstrzymuję oddech, bo jest w nim coś pociągającego i grzesznego. Na moment zapominam o istnieniu wszystkich stojących obok mnie ludzi, łącznie z Kubą. Ktoś mnie popycha, ale nie potrafię się ruszyć.

– Już zdecydowałaś, czy dostajesz tutaj orgazmu, czy może jednak wysiadasz? – Dociera do mnie złośliwy szept i momentalnie przytomnieję.

Szybko wyskakuję z pociągu, a potem odwracam się i wściekła wyrywam swoją walizkę z rąk Kuby. Momentalnie tego żałuję, bo jest piekielnie ciężka.

– Unosisz się trzy metry nad ziemią, bo jakiś randomowy koleś zwrócił na ciebie uwagę – drwi sobie ze mnie.

– Nikt nie pytał cię o zdanie! – Prycham na Kubę, stojąc na środku peronu.

– Spokojnie, ja naprawdę rozumiem, że takie coś ci schlebia, biorąc pod uwagę, że zazwyczaj wszyscy mają cię w dupie. Ale muszę cię rozczarować, on prawdopodobnie uśmiechnął się z grzeczności, nie dlatego, że się tobą zainteresował.

– Boże, po prostu daj mi spokój i lepiej skołuj jakąś taksówkę! – Ruszam rozwścieczona przed siebie, chociaż nie bardzo wiem, gdzie mam iść.

Stacja kolejowa w Kartuzach jest niewielka i domyślam się, że nie ma tu zbyt wielu atrakcji. Ale to właśnie tutaj, a dokładniej rzecz biorąc nad znajdującym się w pobliskiej wsi jeziorem Ostrzyckim, był kiedyś mój tata. A skoro już przejechałam tyle kilometrów, to nie ma odwrotu, chociaż szczerze mówiąc mam ochotę odwołać cały ten wyjazd. Jestem zmęczona, z nieba leje się żar i marzę o prysznicu. I o tym, by idiota, z którym tutaj przyjechałam, dał mi święty spokój.

– Błagam, powiedz, że się rozdzielimy i spędzimy te wakacje osobno – jęczę, kiedy w końcu wsiadamy do srebrnego seata.

– Mam wobec ciebie inne plany, Myszko. – Kuba trzęsie się ze śmiechu.

– Nie nazywaj mnie tak.

– Nie myśl sobie, że robię to ze względu na twój urok osobisty czy coś w tym stylu. Nie możemy się rozdzielić ze względu na Marzenę.

– Ale możemy spędzać czas osobno. Zatrzymać się w dwóch różnych pensjonatach. Spokojne, samotne wakacje... Przecież o to ci chodzi, prawda? – Idę w zaparte.

– Obiecałem Marzenie, że będę mieć na ciebie oko. A ty masz mieć oko na mnie, pamiętasz? Więc dwa oddzielne noclegi nie wchodzą w grę. Osobne pokoje też nie.

– Jak to nie?! – wydzieram się i widzę w lusterku czujny wzrok kierowcy. – Jestem dorosła, nie muszę cię słuchać. Poza tym...

– To wyjaśnisz wszystko Marzenie, kiedy już do ciebie zadzwoni. Ja nie zamierzam jej okłamywać. Dała nam kredyt zaufania tylko dlatego, że ustaliliśmy z nią jasne zasady tego wyjazdu.

Dwanaście głębszych oddechówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz