Rozdział 15

116 13 2
                                    


Julia

– Hej, pobudka!

Otwieram oczy i zaraz potem je zamykam, bo czuję się tak, jakby ktoś wiercił w mojej głowie dziurę.

Słyszę szelest odsłanianych żaluzji i nawoływanie Kuby. Nakrywam się szczelnie kołdrą, kiedy uświadamiam sobie, że jestem w samym bikini. Cholera, pamiętam wszystko, co wydarzyło się wczoraj. Obłędny smak pizzy. Magiczne tabletki Marty. Mój słowotok i to, że Kuba mnie nie pocałował, chociaż dałam mu zielone światło.

Ale ze mnie kretynka! Dlaczego w ogóle poprosiłam, żeby się mną zaopiekował?! Przecież wcale tego nie chcę. To była chwila słabości, bo czułam się taka szczęśliwa, wolna, a on nagle znalazł się blisko mnie i wydawał się tak bardzo pociągający. Nakrywam głowę poduszką i obiecuję sobie nie zrobić w te wakacje więcej żadnych głupot. A, i jeszcze udawać przed Kubą, że nie pamiętam wczorajszego wieczoru i naszego żenującego momentu.

– Punkt trzeci z listy twojego taty: Podziwianie wschodu słońca nad morzem. – Kuba ściąga ze mnie kołdrę, ale szybko podrywam się, sięgam po nią i zawijam w nią niczym burrito. – Punkt czwarty: Zjedzenie najlepszego burgera na świecie (z budki Mirkowe specjały w Kołobrzegu). Możemy odhaczyć je oba, jeśli ruszysz tyłek – dodaje.

– Daj mi się wyspać, błagam.

– Niedługo stąd wyjeżdżamy, chcesz zaprzepaścić taką szansę?

– Ile zostało do wschodu słońca? – pytam, bo wiem, że ten chłopak mi nie odpuści.

– Jakieś pół godziny. I uwaga: wiem, gdzie jest są słynne Mirkowe Specjały. Nie mam pojęcia, jaki geniusz zaznaczył budkę na mapie google, ale jest tam. Oby wciąż robili dobre burgery.

– Przecież rano pewnie jest nieczynne.

– No to zjemy później, ale chociaż sprawdźmy, czy gogle się nie myli i budka wciąż tam stoi. To po drodze na plażę, musimy tylko iść inną ścieżką.

Patrzę na Kubę spod zmarszczonych brwi. Pewnie jestem rozczochrana, opuchnięta i wyglądam jak kupka nieszczęścia. Nie wiem tylko jakim cudem on jest pełen energii i jak zwykle wygląda świetnie. To nie fair.

Entuzjazm Kuby chyba jest zaraźliwy, bo jakieś pół godziny później jestem już po prysznicu i razem z nim przemierzam ścieżkę w kierunku plaży. Celowo idziemy dłuższą trasą, by sprawdzić słynną miejscówkę z hamburgerami. Mam ochotę się rozpłakać, bo okazuje się, że wprawdzie google nie kłamało, budka wciąż tutaj jest, ale zamknięta na cztery spusty.

– Wygląda, jakby była nieczynna od dobrych kilku lat. – Kuba spogląda na pogryzmoloną sprayem blaszaną puszkę, którą zaczyna zżerać rdza. – Ale spokojnie, znajdziemy burgery gdzie indziej.

– Kiepsko mi idzie odhaczanie punktów z listy ojca, co? – Wzdycham, gdy ruszamy na plażę.

– Hej, pewnie ostatni raz był tutaj w czasach swojej młodości. Minęło wiele lat, nie wszystkie szczęśliwe momenty z jego życia da się odtworzyć. Zresztą nie wydaje mi się, żeby on tego chciał.

– Nie rozumiem.

– Gdyby dowiedział się, że znalazłaś jego zeszyt i przeczytałaś to, co napisał, pewnie chciałby, żebyś zrobiła wszystko po swojemu.

– Co to znaczy po swojemu?

– Twój tata nie chciałby, żebyś odtwarzała dokładnie to, co go uszczęśliwiło... tak myślę. Wolałby, żebyś znalazła swoją własną jedenastkę. Kilka albo kilkanaście punktów, takich prywatnych drobnostek, które dają ci w życiu zastrzyk szczęścia. Dla niego to był zjedzony nad morzem burger, podziwianie wschodu słońca czy naga kąpiel w jeziorze. Da ciebie to mogą być frytki z majonezem albo pocałunek chłopaka, którego nie znosisz. No dobra, uściślijmy: tylko wydaje ci się, że go nie znosisz. – Przez twarz Kuby przemyka dyskretny uśmiech.

Dwanaście głębszych oddechówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz