Rozdział 10

76 13 1
                                    


Kuba

Zapamiętać: przeprosiny na frytki nie działają. Leżą zimne i nietknięte, a Mysz wciąż ma focha. Kobiety!

Kolejne godziny mijają nam na wymownym milczeniu i drętwej atmosferze. Gram na telefonie w Resident Evilchociaż jestem w tym do dupy, ale muszę zająć czymś głowę. Miałem wyjść wieczorem, iść się zabawić albo zrobić cokolwiek, by odpocząć od siedzącej obok mnie dziewczyny i tych jej truskawkowych perfum, chociaż nie jestem pewny, czy akurat tego chcę. Ale teraz, kiedy jest taka milcząca i namurmuszona, boję się zostawić ją samą. A co, jeśli w przypływie złości coś odwali? Na przykład prześpi się z tymi czterema umięśnionymi facetami, którzy mają przyczepę kempingową niedaleko nas, żeby udowodnić mi, że nie jest tak niewinna, jak sądziłem. Kto ją tam wie. Wciąż jest dla mnie tetrisem, w którym nie idzie dopasować wszystkich klocków. A, zapomniałbym, w tetrisie też jestem do dupy.

Moi kumple mają teorię, że te najbardziej ciche i introwertyczne dziewczyny, są najbardziej ostre i nieokiełznane w łóżku. I na moje nieszczęście mam coraz większą ochotę przekonać się co do słuszności ich założeń. I nawet wiem, kto mógłby być obiektem tego jakże przyjemnego eksperymentu. Zerkam wymownie na Mysz, ale ona w skupieniu czyta książkę.

Swoją drogą to zabawne, że w myślach raz używam jej imienia, raz ksywki. Nazywam ją Julią, kiedy jest między nami dobrze, Myszą, gdy mnie denerwuje, czyli przez większość czasu.

Czekam, aż zorientuję się, że jestem żałosny, bo postanowiłem siedzieć z nią tutaj, zamiast wyjść w teren i poczuć na własnej skórze sobotni wieczór. Problem w tym, że ona chyba kompletnie zapomniała o moim istnieniu.

– Zamierzasz spędzić tak resztę wakacji? – Odzywam się w końcu, choć przychodzi mi to z trudem. Zerka na mnie znudzona znad książki.

– Nie.

– Stało się coś?

– Nic.

Okej, dobrze wiem, jaka to taktyka. Jeśli kobieta mówi, że nic się nie stało, to stało się bardzo dużo i lepiej dla ciebie, żebyś wiedział co.

– Może chociaż posiedzimy na zewnątrz? Szkoda kisić się tutaj w taki ładny wieczór.

– Jasne, możesz iść posiedzieć na zewnątrz.

– Jezu, dziewczyno, nie potrzebuję twojej pieprzonej zgody! Pytam, czy posiedzimy tam razem.

W końcu dostaję to, o co walczyłem. Na jej twarzy pojawia się blady, ale i pełen samozadowolenia uśmiech. No dobra, niech będzie, powiedziałem na głos, że chcę spędzić z nią czas, chociaż rano na pomoście dałem jej do zrozumienia, że chcę czegoś zupełnie przeciwnego. Jeden zero dla Myszy. Ale niech uważa, następnej bitwy nie oddam walkowerem.

W końcu odkłada książkę i wychodzimy przed namiot, a potem siadamy na znajdującej się w pobliżu pogryzmolonej drewnianej ławce. W powietrzu unosi się zapach kiełbasek, a w oddali dudni jakiś klubowy bit. Nad nami majaczą gęste korony drzew, przez które widać siateczkę gwiazd rozrzuconych po granatowym niebie. Milczymy, a ja, nie wiedzieć czemu, zaczynam się denerwować, zupełnie jak na pierwszej randce.

Mam ochotę zabrać Julię nad jezioro, na jedzenie, gdziekolwiek, bylebyśmy w końcu zaczęli rozmawiać. Kiedy otwieram usta, by to zaproponować i kolejny raz zrobić z siebie kretyna, zaważam, że ktoś idzie w naszym kierunku. Mrużę oczy i chyba wiem kto to. Dwie dziewczyny, te same, które patrzyły, jak męczę się z rozłożeniem tego kwiatkowego badziewia, które Mysz nazywa namiotem.

– Hej, jak tam pierwsza noc? – zagaduje wyższa z nich.

Ma długie ciemne włosy i poza tym, że wygląda jakby zatrzasnęła się w solarium, jest całkiem niezła. Niższa, z nieco jaśniejszymi i krótszymi włosami, ma fajne nogi i prawdopodobnie genialne cycki, tylko, nie wiedzieć czemu, jakoś nie mam ochoty gadać z żadną z nich.

Dwanaście głębszych oddechówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz