Rozdział 13

77 11 1
                                    



Julia

– Złotko, pomożesz mi z panem Waldkiem? Nie chce uregulować rachunku, a przecież nie wystawię mu tak po prostu walizki za drzwi. – Janka czeka na nas w progu kuchni, kiedy wracamy do pensjonatu.

Jestem pogrążona we własnych myślach, bo właśnie zauważyłam czerwony ślad na ręczniku Kuby. To w niego wycierał usta, po ataku kaszlu. Czy to... krew? Nie, pewnie to jakaś stara plama. Kręcę głową. Zawsze byłam pesymistką i panikarą.

– Nie chce zapłacić za pobyt? – dopytuję i masuję ramię, które spiekło się od słońca.

– Nie, nie, za pobyt zapłacił na początku. Chodzi o inne... usługi. – Janka strzela oczami na boki.

– A, czyli jednak coś jest tutaj dodatkowo płatne. Dobrze, że pani mówi, nie mieliśmy pojęcia.

– Och spokojnie, biedroneczko, to was nie dotyczy. – Staruszka śmieje się nerwowo. – Po prostu pan Waldek skorzystał z pewnych... udogodnień i nie chce za nie zapłacić. Tłumaczy się tym, że ma demencję, że nie umawialiśmy się na zapłatę, ale to szczwany lis, już ja go znam! Wczoraj wymienił mi daty urodzin swoich wszystkich trzech żon, do tego daty wszystkich swoich ślubów i rozwodów. Demencja, dobre sobie! Jak zobaczy takiego młodego, stanowczego mężczyznę, na pewno poczuje respekt i w końcu zapłaci.

– Nie chciałbym nastraszyć żadnego starszego pana, może jednak uda się go przekonać do zapłaty zwykłą rozmową? – Kuba wygląda na zmieszanego.

– Próbowałam wszystkiego. Ale masz rację, może ciebie posłucha. No chodź, chodź. – Staruszka ciągnie go za rękę, a on zerka na mnie spanikowany.

Unoszę kciuki w górę, by dodać mu otuchy, a kiedy znika z Janką na piętrze, idę do kuchni w poszukiwaniu czegoś nadającego się do jedzenia, bo woda zaostrzyła mój apetyt.

Kilka minut później siedzę na łóżku i zajadam się orzechowymi chrupkami, bo to było jedyne jedzenie, jakie udało mi się znaleźć. Chyba faktycznie wszyscy żywią się jedzeniem z knajp i fast foodów. Omiatam pokój wzrokiem i momentalnie się uśmiecham. Dopiero teraz zauważyłam, że na nocnym stoliku stoi wazon ze stokrotkami. Janka musi mieć jakiś szósty zmysł, bo uwielbiam stokrotki.

Kuba staje w progu, dokładnie w momencie, gdy wrzucam sobie do ust ostatnią chrupkę. Czuję się jak zdrajczyni, bo nie zostawiłam mu ani jednej.

– Wiem już za jakie udogodnienia nie chce zapłacić Waldek – oznajmia z dziwnie grobową miną.

– Pewnie opróżnił barek, a to kosztuje. – Śmieję się i zgniatam w dłoni puste opakowanie.

– Nieee, to coś kompletnie innego. Janka nie zajmuje się tylko prowadzeniem pensjonatu i sprzątaniem po gościach.

– Nie? No proszę, to jak na swój wiek musi mieć sporo energii, skoro jest tak zapracowana.

– Ooo, nawet nie wiesz jak wiele jej ma, przynajmniej tak wynikało ze słów pana Waldka. I w dzień, i w nocy. W nocy w szczególności. – Kuba strzela oczami na boki, a ja nie bardzo wiem, co ma na myśli.

– W nocy?! A co ona niby robi w nocy? Może zmienia mu pościel co najwyżej.

– Gorzej. Ona się tarza w tej pościeli. Nago. I nie sama.

Patrzę na Kubę i po raz pierwszy widzę go autentycznie zawstydzonego.

– Słucham?!

– No jak mam ci to powiedzieć, Mysza?! Domyśl się. Przecież ja przeżyłem tam koszmar, bo ten pan Waldek ma gadane i jak tylko Janka na chwilę po coś wyszła z pokoju, zaczął opowiadać mi ze szczegółami, jak oni tam... – Kuba milknie i wciąga głęboko powietrze. Nie mogę uwierzyć, ale tym razem to on jest czerwony po same uszy.

Dwanaście głębszych oddechówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz