Rozdział 11

69 14 0
                                    

Julia

Mówiłam kiedyś, że prędzej padnę trupem, niż zrzucę przed Kubą stanik. Cofam to. Kąpałam się przy nim nago, i to dwa razy. Co też wakacje robią z ludźmi!

Chociaż ten wyjazd dopiero się zaczął, czuję, że mnie zmienia. Powoli, dla kogoś, kto obserwowałby mnie z zewnątrz, pewnie niemal niezauważalnie, ale jednak. Staję się bardziej swobodna, mniej dzika. Tak, dzika. Tego słowa użył Kuba i cholera, zabolało, chociaż to określenie doskonale do mnie pasuje. A raczej pasowało, bo teraz jestem bardziej wyluzowana i łatwiej mi zakomunikować swoje potrzeby, nawet to, że coś mi się nie podoba. To nie jest jeszcze ta słynna asertywność, ale robię postępy. Zresztą trudno tylko kiwać głową, kiedy chłopak, który działa ci na nerwy, odwala jakąś głupotę. A jeśli już o nim mowa, to musiałam włożyć między bajki kilka przekonań na jego temat. Nie jest zapatrzonym w siebie narcystycznym dupkiem. No, przynajmniej nie zawsze. Nie jest taki zły, jak sądziłam. Albo dobrze udaje, bo chce wkraść się w moje łaski. Powinnam być ostrożna, ale nic nie poradzę na to, że mięknę za każdym razem, gdy wykonuje wobec mnie te drobne, urocze gesty.

– Jeśli myślisz, że zamieszkam w baraku z lat siedemdziesiątych, to się mylisz.

Mówiłam coś o tym, że jest miły? Okej, doprecyzujmy: tylko czasami.

– Znajdź coś lepszego, jak jesteś taki mądry! Tylko tam są wolne miejsca. – Zaplatam ręce na piersi i rzucam panu Wiem Wszystko Lepiej rozwścieczone spojrzenie.

I pomyśleć, że kilka dni temu bałam się go i nie potrafiłam się przy nim wysłowić! Pff! Teraz mam ochotę podać mu chloroform i sprawić, by zasnął i przestał wygadywać głupoty. A to i tak jedna z tych łagodniejszych rzeczy, które chciałabym mu zrobić.

Przed chwilą zadzwoniłam do pensjonatu o wdzięcznej, chociaż nieco staromodnej nazwie U Janki, a przemiła właścicielka – sądząc po głosie, starsza pani, zapraszała nas do siebie, powiedziała, że ma jeden wolny pokój. Oczywiście Kuba zaczął kręcić nosem. Fakt, pensjonat na zdjęciach znalezionych w Internecie nie wygląda zachęcająco, ale jesteśmy w takiej sytuacji, że nie powinniśmy wybrzydzać.

– Ten ośrodek wygląda jak z PRLu. I jest daleko od morza. Poza tym ta cała pani Janina to pewnie jakaś emerytka, która będzie nas podsłuchiwać, a w niedzielę zaprosi na wspólne oglądanie transmisji mszy w telewizji. Bardzo dziękuję, ale nie o takie wakacje mi chodziło. – Tak powiedział.

Miałam dość szarpania się z nim. Skoro jest taki mądry, niech szuka nam noclegu sam, powodzenia.

– Daj mi kilka minut, jestem pewien, że coś znajdę. – Kuba siada na ławce i bierze do ręki telefon.

Prycham niezadowolona, ale siadam obok niego, bo jest gorąco, a ja jestem zmęczona podróżą.

Kuba dzwoni w wiele miejsc, ale nie znajduje nawet jednego wolnego pokoju. Miejsce jest tylko w jakimś wypasionym hotelu, na który i tak nas nie stać. Moglibyśmy poszukać szczęścia w okolicznych miejscowościach, ale dziś już jest na to za późno, niedługo się ściemni, bo pociąg, którym tu przyjechaliśmy, miał spore opóźnienie.

Spoglądam rozwścieczona na Kubę, który zniechęcony dzwoni w kolejne miejsce. Gdybyśmy tylko zarezerwowali pobyt wcześniej, nie mielibyśmy teraz problemu. Spontan? Nie tak to sobie wyobrażałam.

– Udało mi się dogadać z właścicielem jednego pensjonatu... – zaczyna mówić, a ja podekscytowana wchodzę mu w słowo.

– Mamy nocleg?!

– Nie... możemy zostawić u niego bagaże i wziąć prysznic. Ale nie ma ani jednego wolnego pokoju.

– Świetnie! Po prostu wspaniale! Czyli czeka nas spanie pod namiotem! – Unoszę się, bo marzę o ciepłym, wygodnym łóżku.

Dwanaście głębszych oddechówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz