Rozdział 12

111 15 2
                                    

Julia

– Mam wrażenie, że wsiedliśmy do wehikułu czasu i cofnęliśmy się do lat siedemdziesiątych – stwierdza Kuba, kiedy stoimy przed pensjonatem U Janki.

– Pamiętasz? Żadnych głupich komentarzy. Obiecałeś – cedzę przez zaciśnięte zęby.

Jestem na skraju wytrzymałości. Jest chłodny, wilgotny poranek, a ja stoję tu i trzęsę się z zimna po niemal nieprzespanej nocy. W uszach wciąż dudni mi klubowy bit i chichot pijanych dziewczyn, które wczoraj nieudolnie próbowały poderwać Kubę. Prędzej pójdę na plażę nudystów niż kolejny raz dam się zaciągnąć do klubu. Jedynie myśl o tajemniczym chłopaku, który zaoferował nam pomoc, sprawia, że nie uznaję minionego wieczoru za stracony.

Rzucam okiem na budynek, przed którym stoimy. Pensjonat U Janki może nie wygląda nowocześnie, ale wciąż nie mamy noclegu i nie powinniśmy wybrzydzać. Oczywiście proponowałam Kubie, byśmy skontaktowali się z Echo i skorzystali z jego oferty pomocy, ale burknął tylko, że woli spać pod gołym niebem, niż znów spotkać tego świra. Nie miałam siły kłócić się z nim o czwartej nad ranem, więc przeczekaliśmy kilka godzin i teraz, kiedy dochodzi dziewiąta, jesteśmy tutaj i przynajmniej ja jestem tak zdesperowana, że oddam właścicielce tego pensjonatu nerkę, byleby tylko nas przenocowała. Kuba? Chociaż ma kaca, zachowuje się jak obrażona primadonna.

– Ten pensjonat jest dziwnie. Ta cała pani Janka naprawdę mówiła przez telefon coś o starannym doborze gości? – pyta i patrzy podejrzliwie na znajdujący się przed nami budynek.

– Tak, podobno nie przyjmuje rodzin z dziećmi.

– No sama powiedz, to nie jest normalne.

– Może po prostu ceni sobie ciszę i spokój.

– Albo to zgorzkniała stara wiedźma, której wszystko przeszkadza.

– Daj spokój, ta kobieta przez telefon brzmiała na bardzo miłą. A wiesz, jakie są czasy, starsi ludzie ledwo wiążą koniec z końcem. Jestem za tym, żeby ją wesprzeć i zatrzymać się u niej. Zresztą i tak wszystko inne jest zajęte.

– Mamy środek sezonu, na co liczyłaś?

– Mam ci przypomnieć, kto chciał jechać na pełnym spontanie? Powiem ci coś: nie będę spać pod namiotem, idę do pani Janiny, a ty rób, co chcesz!

Ruszam wściekła przed siebie, taszcząc ciężką walizkę. Po chwili słyszę kroki Kuby i wymamrotane pod nosem przekleństwo. Jasne, ma prawo być zły. Też chciałabym mieszkać w wypasionym hotelu z widokiem na morze, ale przyjechaliśmy tutaj w ciemno, więc to cud, że cokolwiek znaleźliśmy. A półtora kilometra do morza to wcale nie tak daleko.

– Jeśli nad moim łóżkiem będą wisieć święte obrazki, to ja pasuję – jęczy Kuba i mam coraz większą ochotę go tutaj zostawić.

– Przynajmniej mamy pewność, że nikt nie zaproponuje nam seksu bez zobowiązań, tak jak było pod namiotami. Pewnie wciąż żałujesz, że nie skorzystałeś, co?

Kuba patrzy na mnie tak, jak kiedyś, zanim wyjechaliśmy – lekceważąco, a to i tak zbyt łagodne oświetlenia. Jednak już mnie to nie przeraża, nie paraliżuje, przeciwnie – bawi mnie tak bardzo, że mam ochotę powiedzieć mu coś wrednego jeszcze raz i jeszcze kolejny.

Jednak nim zdążę wymyślić jakąś ciętą ripostę, drzwi pensjonatu się otwierają i widzę w nich drobną staruszkę. Unoszę wysoko brwi, bo mimo swojego wieku, który zdradzają siwe włosy i siateczka zmarszczek na twarzy, kobieta ma na sobie obcisłą i bardzo krótką czerwoną sukienkę, taką, której wstydziłabym się założyć.

Dwanaście głębszych oddechówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz