Rozdział 9

53 9 0
                                    

Kuba

Sobotni poranek przynosi piękną pogodę. Słońce sprawia, że w namiocie robi się ciepło i przyjemnie, więc przeciągam się jak kot i planuję w głowie leniwy dzień na plaży. Dopiero po chwili orientuję się, że jestem sam. Siadam oszołomiony w śpiworze i zastanawiam się, gdzie, do cholery, poszła Mysz.

Nim zdążę drugi raz się przeciągnąć, do namiotu wpada moja zguba. Ma mokre włosy i trzyma w dłoniach ręcznik, więc pewnie wróciła spod prysznica. Przewracam oczami. Laski mają jakiegoś świra na punkcie higieny.

Patrzę na jej bladą, upstrzoną piegami twarz bez śladu makijażu. Przypominam sobie to drobne ciało, doskonale dopasowane do mojego, kiedy w nocy leżeliśmy razem na łyżeczki, a ja próbowałem ją ogrzać. Próbowałem ją ogrzać – to oczywiście oficjalna wersja tego, dlaczego ją przytulałem.

– Pójdę ogarnąć jakieś śniadanie. Na co masz ochotę? – pyta, jak zwykle zawstydzona.

Na ciebie – chcę odpowiedzieć, ale szybko karcę się za to w myślach.

Nie rozumiem, co się ze mną dzieje. Znów przyglądam się Julii, kiedy pospiesznie zapina bluzę i przeczesuje dłonią długie włosy. Jest okej. No dobra, jest więcej niż okej, jest ładna. Ale ładna jak wiele innych dziewczyn, nic poza tym. Nie zwróciłbym na nią uwagi na ulicy, więc dlaczego tak bardzo nakręcam się, gdy jest blisko? Dobrze wiem. Brak seksu. Brak imprez, drinków, muzyki... tego wszystkiego, co wcześniej miałem na wyciągnięcie ręki i co zazwyczaj dawało ujście moim emocjom. Jestem nakręcony, bo nigdy nie musiałem tak długo przebywać w spokoju i ciszy, a to właśnie mam, odkąd podróżuję z tym wcieleniem cnót i niewinności. Julia niewiele się odzywa, jest wycofana, no, może nie licząc tego uroczego wybuchu złości w taksówce. Z nią jest zbyt spokojnie, a moje ciało potrzebuje bodźców, musi się wyszaleć.

Sam jestem sobie winien. Na co liczyłem, kiedy z nią wyjeżdżałem? Przecież wiedziałem jaka ona jest. Denerwująco grzeczna i poprawna, do bólu przeciętna i nudna. Tym bardziej dziwię się sobie, że mam coraz większą ochotę namówić ją do grzechu.

– Weź mi cokolwiek. Tylko nie jakieś wegańskie gówno – odpowiadam w końcu.

Julia posyła mi pogardliwe spojrzenie i wychodzi.

Kiedy zostaję sam, sprawdzam esemesy i mój dobry nastrój znika. Kasuję wiadomość, od której ściska mnie w żołądku i staram się nie myśleć o problemach, które zostawiłem w Szczytnie. Nie teraz, kiedy udało mi się od nich uciec.

***

Nie ma jeszcze południa a ja już jestem szczęśliwy, a dokładniej rzecz biorąc mój brzuch taki jest, bo Julia kupiła świeże, chrupiące bagietki. Obserwuję ją, kiedy krząta się po namiocie, wciąż onieśmielona moją obecnością. Nie bardzo wiem, co mam zrobić. Planowanie wyjazdu z dziewczyną, którą traktujesz jak przemądrzałego dzieciaka i zło konieczne to jedno, ale bycie z nią dwadzieścia cztery na dobę, to zupełnie coś innego.

Czy chciałbym iść tak po prostu przed siebie, pobyć sam i poszukać ludzi, do których mógłbym wieczorem wbić się na imprezę? Jasne. Czy zamiast tego wolę jej pilnować, bo wygląda na tak zagubioną i przestraszoną, że robi mi się jej szkoda? Oczywiście. To wszystko jest nieźle popieprzone. A jednak nie żałuję, że wyjechałem. Musiałem. Robiło się niebezpiecznie. Gdybym został, to...

– Możesz się przesunąć? Teraz mamy tutaj jakąś tonę okruszków. – Mysz wyrywa mnie z rozmyślań. Niechętnie się podnoszę, bo co by nie powiedzieć, jadłem bagietki jak świnia i nawet po sobie nie posprzątałem.

Znów na nią patrzę i chociaż denerwuje mnie ta jej świętoszkowatość i przemądrzały ton, wciąż mam ochotę z nią tutaj siedzieć. Jestem na siebie zły, bo nie potrafię wyzbyć się tego idiotycznego opiekuńczego instynktu, ale mówię sobie, że to przez Marzenę. Obiecałem, że będę mieć Mysz na oku i bardzo chcę dotrzymać słowa. Pewnie nic by się nie stało, gdybym zostawił ją samą na cały dzień, a nawet więcej – ucieszyłaby się, bo przecież mnie nie trawi, ale sumienie mi nie pozwala. Chociaż mieszkamy pod jednym dachem, nie znam jej dobrze i nie wiem, co może odwalić. Jest dla mnie zagadką. Nigdy nie rozumiałem takich cichych, zamkniętych w sobie osób. Poza tym ona sprawia wrażenie tak niewinnej i łatwowiernej, że boję się najgorszego. A co, jeśli pod moją wyjdzie z namiotu i da się namówić jakiemuś troglodycie na samotny spacer albo o wiele gorsze rzeczy. O nie, nawet nie chcę sobie tego wyobrażać.

Dwanaście głębszych oddechówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz