Przestałam walczyć. Przestałam wierzyć. Przestałam udawać.
Byłam chodzącym wrakiem człowieka, niepotrzebującym od nikogo pomocy. Nie chciałam tego. Nie pragnęłam nikogo, ani czego. Została sama ze swoimi koszmarami w głowie, którymi stawiałam czoła każdego dnia i każdej nocy.
Byłam ja i swoje myśli, które mnie przygniatały. Powodowały one mój ból, który nie malał. Możliwe, że postępowałam głupio i nierozważnie. Może faktycznie tak było, lecz nie przejmowałam się tym. Nikt nie jest w stanie zrozumieć, co się dzieje w umyśle człowieka, który przetrwał prawdziwe piekło. Który każdego dnia patrzył w oczy śmierci i tylko wiara pomagała, by się ostatecznie nie poddać.
Lecz to wszystko mnie zawiodło. Walka o uwolnienie i wiara o przeżycie. Żadna z tych rzeczy nie została spełniona. Odnaleziono mnie za późno, by choćby spróbować mnie uratować. Każdy fragment mojej duszy został rozdarty na strzępy. Serce zostało zmiażdżone i przestało odczuwać cokolwiek.
Nic nie czułam.
Stworzono ze mnie kogoś zupełnie innego i tylko jedna osoba mogła mnie uratować.
On mógł.
Tylko czy ja mu pozwolę do siebie dotrzeć, by pomógł mi odnaleźć drogę, w której niegdyś oboje odkryliśmy czym jest miłość?