Rozdział 14 - „Cisza przed burzą"

58 9 11
                                    

Po powrocie do Nowego Jorku zajęłam się swoimi sprawami. Spędzałam dużo czasu w szpitalu, w którym byłam wolontariuszką. Ja i Mila bardzo się do siebie zbliżyłyśmy. Traktowałam ją, jak młodszą siostrę, której nigdy nie miałam. Dziewczynka trajkotała o wspaniałym prezencie, a mi rosło serce na samą myśl o tym, że udało mi się spełnić jej małe marzenie. Wiedziałam, że w styczniu, gdy rozpocznie się nowy semestr nie będę miała tyle czasu, by móc dać jej tak dużo uwagi, jak teraz, więc starałam się wykorzystać każdą wolną chwilę by spędzić z nią jak najwięcej czasu.

- Patrz co dla Ciebie mam! - pisnęła dziewczynka, gdy skończyłam swój popołudniowy obchód wraz z lekarzem, któremu towarzyszyłam dzisiaj w pracy.

- Pokaż - powiedziałam ciepło schylając się, by zrównać się z jej poziomem, Mila zza pleców wyjęła duże serduszko z origami. - Piękne. Sama zrobiłaś? - energicznie pokiwała głową, a na jej bladej buzi rozciągnął się wielki uśmiech.

- Tak! Fajny, nie? Brat mnie nauczył wczoraj - na samo wspomnienie o Nathanie poczułam lekki stres i ścisk w żołądku.

Nie odzywał się od kilku dni. Nie przyszedł z wizytą i nie porozmawialiśmy, jak zapowiadał. Z jednej strony mnie to cieszyło, gdyż zdawałam sobie sprawę, że konwersacja ta, nie należałaby do najprzyjemniejszych. Wiedziałam natomiast, że prędzej, czy później się odbędzie i nie uniknę tego.

Obawiałam się tego, że jest to cisza przed burzą.

- Powiedziałam mu, że chcę zrobić dla ciebie prezent i wpadł na taki pomysł. A to - wskazała chudym palcem na gładką stronę origami, na której był rysunek. - To ja i ty.

Czerwone papierowe serce z origami i koślawy rysunek na jego odwrocie sprawił, że mimowolnie uśmiechnęłam się sama do siebie. Była taka urocza i bezbronna, że z każdą chwilą czułam jeszcze większą gorycz związaną z jej stanem zdrowia.
Zaskoczyły mnie słowa dziewczynki. Nie sądziłam, że po ekscesach sprzed kilku dni będzie miał taki gest. 

- Tak myślałam, że to my! Masz talent - pogłaskałam ją po głowie starając się nie uronić ani jednej łzy widząc, jak kilka pasm jej włosów zostało mi w palcach.

Zasada była prosta - starać się zapewnić dzieciakom, jak najwyższy poziom normalności i nie dać po sobie poznać, że coś jest nie tak. Chemioterapia powoli wyniszczała organizm Mili. Z dnia na dzień coraz bardziej nikła w oczach. Była chudsza, bledsza, wypadały jej włosy. Nikły cień szansy był na to, że uda się zwalczyć tą potworną chorobę tę metodą, ale jej rodzina nie dawała za wygraną. 

Nic dziwnego. Tonący brzytwy się chwyta,

- Napewno ci się podoba? - zapytała nieśmiało.

- Żartujesz? Jest piękny! Bardzo ci dziękuję - Mila przytuliła mnie, co jeszcze bardziej mnie wzruszyło. - Muszę się zbierać do domu - powiedziałam, gdy jej małe rączki przestały oplatać moją szyję. - Widzimy się za kilka dni - odchrząknęłam czując, że łzy powoli zaczynają zbierać pod powiekami.

- Pa Naomi! Będę tęsknić! - pisnęło niczego nie świadome dziecko.

- Ja tym bardziej  - odpowiedziałam siląc się na wesoły ton.

Wyszłam z jej sali i poczułam, jak po moich policzkach spłynęło kilka gorących łez, które szybko starłam brzegiem rękawa. Przymknęłam na chwilę oczy starając się uspokoić szarpiące mną emocje. Mocniej zacisnęłam palce na podarunku od dziewczynki, w które zaplątało się kilka pasm jej włosów, które jej wypadły i poczułam, jak kolejny strumień spływa po moich policzkach.

Życie było takie niesprawiedliwe.

- Cześć- usłyszałam za sobą, więc odwróciłam głowę raptownie głowę przecierając ponownie mokre oczy. - Byłaś u mojej siostry? - spojrzałam w niebieskie oczy Nathana i pokiwałam niepewnie głową nie siląc się nawet na poprawną odpowiedź.

Stability that Fell in Love with the ChaosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz