Dwa tygodnie minęły jak z bicza strzelił. Skupiłam się na egzaminach, odcinając się całkowicie od moich znajomych. Mimo stresu związanego z zaliczeniami poczułam ukojenie związane z powrotem do mojej strefy komfortu. Bez niespodzianek i skoków adrenaliny. Często mimowolnie wracałam myślami do Nathana, ciekawiło mnie, czego chciał ten mężczyzna, o co się pokłócili, ale odpychałam od siebie te myśli. Dręczyło mnie też jedno pytanie - dlaczego Nathan zaczął się przy mnie kręcić? Czego oczekiwał?
Byłam Wdzięczna Bogu za to, że chłopak nie próbował się ze mną skontaktować, nie próbował się tłumaczyć, a tej felernej nocy widziałam go po raz ostatni.Gdy trzy dni temu wychodziłam z ostatniego egzaminu poczułam ulgę. Czekały mnie dwa tygodnie odpoczynku od nauki. Co prawda zwykle w tym czasie matka organizowała mi wolontariat. Robiła to dla swojego dobrego imienia, ale nie przeszkadzało mi to.
Paradoksalnie szpitalu dla dzieci odnajdywałam spokój ducha. Niejednokrotnie płakałam tam po kątach, a moje serce bolało widząc zdruzgotanych, bezradnych rodziców patrzących na swoje pociechy, z których powoli, choć sukcesywnie uciekało życie. Iskierki w oczach nikły wraz z chęcią do zabawy, ale pozostawała dziecięca radość, niewinność i chęć do kontaktu z drugim człowiekiem. Praca na pozór prosta - czytanie bajek, gra w gry, czasem zwykła rozmowa, wymagała mocnych nerwów. Nie można bowiem załamać się przy dziecku, okazać współczucia. Ich ostatnie dni, tygodnie lub lata muszą być pełne beztroski i radości, nigdy nie wiesz, kiedy czeka cię nicość, kiedy nadejdzie koniec.Wzięłam głęboki oddech czując specyficzny zapach i chłód. Miejsce choć kolorowe i na pozór tętniące życiem było świątynią śmierci oraz niesprawiedliwości. Wytarłam spocone ręce w intensywnie różowy mundurek medyczny i przypięłam na piersi plakietkę z imieniem w kształcie serduszka. Wolno przeskanowałam korytarz czując gulę w gardle na widok wszystkich dzieci tak niesłusznie potraktowanych przez los. Ukryłam to jednak pod szerokim uśmiechem.
Przełknęłam ślinę i weszłam do pierwszego pokoiku.
- Cześć - odchrząknęłam, by mój głos nie brzmiał dziwnie.
Na środku małej sali stało łóżeczko, a na nim siedziała dziewczynka. Ze skupieniem rysowała coś w szkicowniku, przygryzała co chwila ołówek i wzdychała zdenerwowana. Podeszłam bliżej. Podniosła głowę i posłała mi tak promienny uśmiech, że mimowolnie sama odpowiedziałam jej tym samym.
- Dobrze, że jesteś! Musisz mi pomóc. Prosiłam już dwie panie pielęgniarki, ale nie mają czasu... - nie czekając na moją odpowiedź podsunęła mi pod nos swoje dzieło.
- Oczywiście - skinęłam głową - Co mogę dla Ciebie zrobić?
- Chciałabym dostać pieska. Mama mówi, że nie może być tu ze mną, więc chcę napisać do świętego mikołaja bez jej wiedzy - chytry uśmieszek wpełzł się na jej usta.
Chyba zdała sobie sprawę, że wyjawiła mi swoją tajemnicę, bo szybko zakryła się dłonią, patrząc na mnie z przerażaniem swoimi dużymi niebieskimi oczami.
- Spokojnie, nie powiem nikomu o twoim sekrecie - mówiąc to udałam, że zakluczam swoje usta i wyrzucam kluczyk.
Dziewczynka zachichotała i wyciągnęła w moją stronę swój mały palec. Bez wahania przyjęłam ten gest.
- Uf... miałam nikomu nie mówić - spojrzała na mnie z powagą, a ja nie mogłam powstrzymać lekkiego uśmiechu, który cisnął mi się na twarz.
- Jakiego pieska mam narysować? - zapytałam.
Dziewczynka się rozpromieniła i zaczęła ze szczegółami opisywać mi cechy wymarzonego pupila. Wyjęłam telefon i wyszukałam zwierzę zgodne z jej opisem, by móc je przerysować. Instruowała mnie dokładnie, by wszystko wyszło idealnie. Gdy skończyłam radośnie podskoczyła.
CZYTASZ
Stability that Fell in Love with the Chaos
RomanceJak stabilizacja zakochała się w bałaganie? Historia o miłości nieoczywistej, trudnej, ale bardzo namiętnej. A ty ile jesteś w stanie poświęcić dla osoby, którą kochasz? Jak daleko potrafisz nagiąć swoje zasady moralne? Jak bardzo potrafisz wyjść...