Rozdział 11 - „Podobasz mi się"

94 11 12
                                    

Przewracałam się z boku na bok nie potrafiąc odgonić narastającego uczucia niepokoju. Od słownej potyczki z Nathanem nie zamieniłam z nim ani słowa, ale wiedziałam, że siedzi w moim salonie. Może nawet śpi na kanapie. Strasznie chciało mi się pić. Ostatnie kilka godzin spędziłam na bezsensownym wgapianiu się w sufit, nie wychodziłam z sypialni, bo nie miałam ochoty na kolejną konfrontację. Całe to zajście mocno mnie przytłoczyło. 

Moje mieszkanie było niewielkie, ale bardzo nowoczesne. Był tylko salon połączony z kuchnią, sypialnia z niewielkim balkonem wychodzącym na zatłoczone ulice miasta i łazienka. Kupił mi je ojciec, gdy dostałam się na medycynę w Nowym Jorku, na uczelnię, do której on sam uczęszczał przed laty. Chciał, żebym miała blisko, ale też zależało mu na tym, bym idąc na zajęcia miała chwilę na spacer. Na początku irytowało mnie to. Były przecież bliższe kamienice i bloki, ale po czasie polubiłam moją małą tradycję i zrozumiałam, czemu podjął taką decyzję. Pozwalało mi to oczyścić umysł.

Teraz jednak wizja salonu połączonego z kuchnią nie była mi na rękę. Wiązało się to bowiem ze spotkaniem z niechcianym lokatorem. Cicho uchyliłam drzwi, z nadzieją, że chłopak śpi. Jednak gdy tylko wychyliłam głowę zdałam sobie sprawę, jak bardzo się przeliczyłam. Nathan siedział na kanapie i szybko stukał palcami w ekran swojego telefonu. Wyszłam z sypialni i ruszyłam w stronę kuchni, by nalać sobie szklankę wody. Odwrócił uwagę od urządzenia i spojrzał na mnie uważnie. Jednym haustem opróżniłam jej zawartość dolewając sobie kolejną porcję wody. Powoli wstał z kanapy i zmierzył w moim kierunku nie przestając bacznie obserwować moich poczynań.

- Mam coś na twarzy, że tak patrzysz? - mój głos zabrzmiał dziwnie.

- Nie - skwitował krótko.

Spojrzałam na jego rozczochrane włosy, których kosmyki opadały mu na oczy. Ubrany był w luźny szary dres i białą koszulkę. Na jego umięśnionych ramionach widoczne były tatuaże. Przyglądałam się im bacznie. Na lewym ramieniu malowała  się klęcząca figura anioła o wielkich, pięknych skrzydłach, które dumnie były w górze. Postać składała swe ręce do modlitwy i wyglądała jakby oddawała pokłon. Cała aranżacja była jednak mroczna, dookoła rzeźby były kruki, a pod nią coś na kształt cmentarzystka.

- Skończyłaś już patrzeć? Mogę pokazać ci z bliska, jeśli chcesz - uśmiechnął cynicznie.

Przeniosłam wzrok z tatuażu, a jego twarz i poczułam, jak pieką mnie policzki. Nie chciałam być wścibska.

- Po prostu oglądałam, zazwyczaj masz długie rękawy - wzruszyłam ramionami, odwracając wzrok od jego ręki. - Naprawdę nie musisz tu siedzieć, możesz wrócić do domu.

- Wiem - odpowiedział szybko. - Zamówię coś do jedzenia, co ty na to? W twojej lodówce świeci pustkami. Nie samym powietrzem i nauką człowiek żyje - mrugnął do mnie, a ja otworzyłam szerzej oczy.

Niesamowite, jak ktoś w przeciągu trzech godzin potrafi zmienić narrację.

- Jeszcze pomyślę, że się o mnie troszczysz - prychnęłam.

- Nie myl poczucia winy z troską - powiedział chłodno, a ja uznałam, że wszystko jednak z nim w porządku, dalej był tym samym aroganckim, pozbawionym uczuć człowiekiem.

- Już zaczęłam się martwić, że źle się czujesz - odpyskowałam, na co kącik jego ust nieznacznie drgnął.

Spojrzałam na kuchenny zegar, który wskazywał pierwszą w nocy.

- O tej godzinie wybór się zawęża. Jest jedna kawiarnia niedaleko. Mają dobre kanapki i... - Nathan wystukał coś w telefonie i odwrócił ekran w moją stronę.

Stability that Fell in Love with the ChaosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz