6. Alex

124 22 48
                                    

Mama wyraźnie nie jest zadowolona z przebiegu porannej rozmowy. Niby zachowuje się normalnie, ale ja widzę zaciśnięte usta i zmarszczone brwi. Mam to totalnie gdzieś. Nic nie poradzę, że na wspomnienie wizyty lekarskiej tak rozbolał mnie brzuch, że straciłem apetyt. A co zatem idzie, robiłem wszystko, by nie myśleć o klinice, badaniach i nerwowym oczekiwaniu na wyniki. Nie, nie wyniki. Wyrok. Zwłaszcza biorąc pod uwagę to, jak paskudnie się czuję w ostatnim czasie.

Przy mojej chorobie, tych wszystkich operacjach, które przeszedłem, powinien być to dla mnie chleb powszedni. I był. Do zeszłego roku, kiedy podczas wizyty kontrolnej padło hasło: opieka paliatywna. Nie byłbym sobą, gdybym tego nie wygooglował już w drodze na lotnisko: „opieka nad nieuleczalnie chorym pacjentem, którego choroba nie odpowiada na leczenie. Celem jest poprawa jakości życia" czytaj: nie jesteśmy w stanie nic zrobić, tylko zapewnić mu w miarę przyjemne dotrwanie do śmierci. I chuj!

Nastolatki nie powinny rozmyślać o śmierci. Nie powinny się zastanawiać, ile czasu im zostało. Nie powinny sprawdzać statystyk.

Wytrzymuję do końca śniadania, starając się nie porzygać.

Nie chcę tam jechać!

Boję się!

A gdy się boję, robię się wredny.

Boję się, że w tych cholernych badaniach wyjdą na jaw moje duszności, które ukrywam przed wszystkimi.

Po posiłku posłusznie, ale z niemałym trudem chowam brudne naczynia do zmywarki. Ręce trzęsą mi się tak mocno, że prawie tłukę talerze.

— Alex, co się dzieje?

Sztywnieję.

Dlaczego ona zawsze wyczuwa, że coś jest nie tak?

— Nic – rzucam.

Głos mi wibruje. Niestety, czujne uszy mamy od razu to wyłapują. Czuję jej dłonie na ramionach. Prostuję się, a ona obraca mnie w miejscu i przytula do siebie. Zaraz się rozbeczę, jak jakiś dzieciuch. Mój podbródek drży i nie mogę nad tym zapanować.

— Daj mi spokój – wyrywam się.

— Kochanie...

Pospiesznie umykam na górę. Zamykam drzwi od pokoju i pierwsze co robię, to odpalam YouTube. Wyskakuje mi playlista Kosmy. Na szczęście lubimy podobną muzykę. Potrzebuję dużo hałasu. Rollin' LimbBizkit jest dokładnie tym, co teraz chcę usłyszeć. Nim wciskam play, z mojego gardła wydostaje się szloch, a spod powiek spływają pierwsze łzy. Z głośników słychać ostre gitarowe riffy, a ja rzucam się na łóżko, zanurzam głowę w poduszkę i zanoszę się niepohamowanym płaczem. Gardło mnie drapie, ale wraz z wyrzuceniem z siebie szalejących negatywnych emocji czuję, jak zaczynam się rozluźniać. Teraz już tylko łkam.

Jestem żałosny.

Wstydzę się tego.

Jestem słaby.

Nie tylko fizycznie.

Na zewnątrz pokazuję wszystkim, że nie obchodzi mnie to, że umieram. Przecież każdy codziennie zbliża się do dnia swojej śmierci. Tylko że ja mam tak cholernie mało czasu. Ten Alex, którego wszyscy widzą, jest optymistą. Zawsze uśmiechnięty, dowcipny, szalony i skory do imprezowania. Prawdziwy Alex się boi, że obecny dzień może być jego ostatnim. Prawdziwy Alex czasem boi się mrugać ze strachu przed tym, że gdy na moment zamknie oczy, coś istotnego go ominie. 

Albo już ich nie otworzy.

*

Musiałem przysnąć, bo ktoś ściszył muzykę i teraz leci jakieś popowy shit. Leżę na wznak zastanawiając się, czy widać po mnie, że się poryczałem jak jakaś skończona pizda. Wtem słyszę przyciszoną rozmowę. W pierwszej chwili nie rozpoznaję dziewczęcego głosu, a potem przypominam sobie, że od wczoraj mieszka z nami Nelly. Nells. Słońce – tak nazywa ją mama. Ma rację. Jest słońcem. Jej głos sprawia, że robi mi się ciepło na sercu. Polubiłem ją odkąd się pojawiła...

Gdybyś się nie zjawiła... #1 (BĘDZIE WYDANE - wydawnictwo YOUNG)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz