Wieczorem dzwoni ciocia. W jej głosie wyczuwam smutek, mimo że zapewnia, że Alex dobrze zniósł zabieg. Pytanie Kosmy, dlaczego w takim razie jest przygaszona, zbywa pokrętnym tłumaczeniem, że jest po prostu zmęczona. Nie wierzę jej zbytnio. Kosma też nie. Widzę, że męczy go ta cała sytuacja. Nigdy nie należał do osób przesadnie wesołych, ale jeśli się uśmiechał odnosiłam wrażenie, że wokół niego nagle świat jakby zaczynał błyszczeć. Tak jak uśmiech Alexa jest tym lekko kpiącym, niegrzecznym - tak Kosmy, urzeka. Jeśli uśmiecha się lekko, z dystansem, by wyrazić sympatię unosi tylko prawy kącik ust. Z kolei, gdy jest rozbawiony, ukazuje swoje proste śnieżnobiałe zęby, które wyraźnie kontrastują z jego odrobinę ciemniejszą karnacją, odziedziczoną zapewne po greckich przodkach. Bez względu na to, czym jego uśmiech jest spowodowany, zawsze sięga oczu.
Po telefonie z Berlina, Kosma znika. Znajduję go w ogrodzie, na huśtawce. Jego ogromna postać skąpana w ostatnich promieniach zachodzącego słońca to widok, który postanowiłam uwiecznić telefonem. Lewą dłonią trzyma sznur i na tenże bok jest lekko przechylony. Skroń opiera tuż nad zaciśniętymi palcami. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, jak mocno urosły mu włosy. Zakrywają cały kark.
— Hej... - podchodzę do niego, lekko zahaczając palcami o zaciśniętą na linie pięść.
Nie moje słowa, a ten właśnie gest wyrywa go z zamyślenia i niemal od razu kieruje na mnie swoje śliczne oczy. Dostrzegam w nich smutek.
— Myślałem, że poszłaś spać.
Chichoczę.
— Nie mam ośmiu lat, Kosma.
Mruczy coś pod nosem, co brzmi jak: „nie da się nie zauważyć", po czym pyta:
— Chcesz dołączyć? Zmieścimy się.
Zerkam w górę. Gałąź wydaje się wystarczająco mocna, więc ostrożnie siadam po jego prawej stronie. Lina wbija mi się w prawe biodro.
— Lilly ma rację - rzucam z przekąsem. - Powinnam mniej jeść, bo inaczej za chwilę się tu nie zmieścimy.
— Lilly jest głupia. Nie słuchaj jej. Masz świetne cia... - milknie nagle, jakby zdał sobie sprawę, jak to mogło zabrzmieć. Spoglądam na niego. Końcówki uszu ma zaczerwienione. - Chciałem powiedzieć - przesuwa ramię za moimi plecami i łapie linę, jednocześnie odpychając się stopami i wprawiając huśtawkę w ruch - że nie powinnaś nic w sobie zmieniać, bo wyglądasz dobrze.
Zdecydowanie bardziej podobało mi się to niedokończone zdanie, ale nie mówię tego na głos. Wykorzystuję to, że jestem blisko i opieram głowę o Kosmę. Zamykam oczy i podaję się wahadłowemu ruchowi huśtawki.
— Im jestem starszy, tym jest mi trudniej zachować spokój - mówi cicho. Wiem, że pije do pobytu Alexa w szpitalu. - Przeczytałem wszystkie dostępne artykuły na temat HLHS i z jednej strony żałuję, bo teraz wiem, że z roku na rok stan Alexa będzie się pogarszał.
— Też wyczułeś, że ciocia coś ukrywa?
— Tak. Najbardziej obawiam się, nie co to może być, ale jak to wpłynie na Alexa. Wiesz... ale Nells, to musi zostać między nami... - wyczuwam na sobie jego spojrzenie. Huśtawka zatrzymuje się, a ja unoszę głowę i spoglądam prosto w jego oczy.
— Nic nikomu nie powiem. Należę do Kurtisów, pamiętasz?
Wzdycha ciężko i robi coś, od czego moje serce zatrzymuje się na ułamek sekundy. Jego wargi delikatnie muskają moje czoło. Przymykam powieki. To doznanie jest tak dobre, że chciałabym by trwało wiecznie. Zapisuję w głowie te wszystkie chwile bliskości między nami. Łaknę ich, jakby były mi niezbędne do życia.
![](https://img.wattpad.com/cover/353983182-288-k333359.jpg)
CZYTASZ
Gdybyś się nie zjawiła... #1 (BĘDZIE WYDANE - wydawnictwo YOUNG)
Teen FictionMówili na nią Słońce... Zjawiła się nagle, ogrzewając moje złamane serce i sprawiając, by biło każdego dnia, choć nie miało już sił. Chociaż ja nie miałem już sił. Chociaż myślałem, że z połową serca nie jestem w stanie pokochać. Myliłem się. Była...