1. Alex

245 30 35
                                    

Statystycznie rzecz biorąc, już dawno powinienem być martwy.

Według danych z moim schorzeniem rodzi się jedno żywe niemowlę na dwa tysiące. Według danych przeżywa jedno na dziesięć. Według danych najstarsza osoba w Wielkiej Brytanii dożyła trzydziestu lat i pięćdziesięciu czterech dni.

To daje mi jakieś... cholera...  została mi mniej niż połowa życia.

Słabo.

Według danych...

— Alex, kochanie! Zejdź na kolację – głos mamy wyrywa mnie znad ekranu laptopa.

— Idę!

Czyszczę historię przeglądarki i zamykam pokrywę komputera. Nie chcę, żeby rodzice widzieli, że znów to czytam. Dane, cyferki, procenty, statystyki, rokowania... Ale tylko one odpowiadają mi na pytania, na które nie potrafią – lub nie chcą – odpowiedzieć mi lekarze. Bo jestem dzieckiem i pewnie nie zrozumiem. Albo co gorsza zrozumiem i się załamię. Przecież dzieci nie powinny myśleć o tym, jak krótkie czeka je życie. Dzieci powinny czerpać z niego garściami. Bawić się. Cieszyć. Chyba, że jest się kimś takim, jak ja. Towarem uszkodzonym, z ograniczoną datą przydatności do użycia. Jestem świadomy tego, jak kruche jest moje życie. I mam żal do dorosłych, za to że robią z nas – młodych - idiotów. Rozumiemy dużo. A jeśli nam zależy, potrafimy sami wiele się dowiedzieć.

— Alex, dalej... — do pokoju wpada Kosma, mój młodszy brat. - Głodny jestem!

— Puka się! – warczę.

— Zrobiła gofry – szepcze teatralnie.

Zamieram. Gofry na kolację oznaczają jedno: poważna rozmowa. Przez chwilę czuję nieprzyjemny ścisk w gardle. Pocą mi się ręce. Odruchowo pocieram bliznę pooperacyjną na klatce piersiowej. Gdy się denerwuję, mam wrażenie, że zaczyna mnie boleć. Kosma patrzy na mnie z troską. Wie, co się ze mną dzieje. Niestety, zna mnie na wylot i jest tym samym największym zagrożeniem w moim planie. Wiem, że on też ma swój własny, misternie wypunktowany plan, któremu przyświeca ten sam cel: oszukać śmierć. Dokładniej, moją. Tyle, że jego jest z góry skazany na porażkę, bo zanim zostanie kardiologiem, zdążę się przekręcić.

Ostatnie gofry na kolację były rok temu. Wtedy mama zapytała się, czy chciałbym poznać moją biologiczną... To słowo w stosunku do tego babska nawet nie przechodzi mi przez myśli. Chyba po prostu najłatwiej nazwać ją żywym inkubatorem. Albo surogatką. I nie, nie chciałem jej poznać. Nie chcę i nie będę chciał. I tak, jestem adoptowany. I uważam, że to najlepsze, co mogło mnie spotkać w życiu. Nigdy tego przede mną nie ukrywano. Nawet nie pamiętam momentu, gdy mi to oświadczono. Jednego jestem pewien, na pewno wtedy również były gofry.

Ale rok temu cholernie się wystraszyłem. Myślałem, że pytając o chęć poznania JEJ, chcą mnie oddać z powrotem. Jak uszkodzony towar na gwarancji. Bo, no...nie czarujmy się. Ja, Alex Kurtis, to jeden wielki chodzący problem. Gdybym nim nie był, ONA nie porzuciłaby mnie zaraz po narodzinach. Dziecko z wadą serca taką jak moja, to kłopot. Duży. Jak widać, nie dla mamy i taty. Dlatego nie chcę JEJ poznać. Nie chcę jej nawet nazywać MAMĄ. Nie umiem. Mamę mam jedną. Siedzi na dole i robi zajebiste gofry.

— Mam nadzieję, że ubili dużo kremówki – odpowiadam po chwili, zacierając ręce.

Aż ślina napływa mi do ust na samą myśl. Mimo iż jestem o rok starszy, Kosma jest ode mnie wyższy i postawniejszy. Czarne falujące włosy, ciemne oczy i charakterystyczny prosty nos odziedziczył po swoich greckich przodkach.

Zbiegamy na wyścigi po wąskich schodach i zderzamy się w wejściu do kuchni. Dyszę ciężko, a z wysiłku moje płuca zdają się być w potrzasku. Ale nie chcę być ostatni przy stole i sprzątać po kolacji.

Gdybyś się nie zjawiła... #1 (BĘDZIE WYDANE - wydawnictwo YOUNG)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz