12. Nelly

97 19 7
                                    

Nazajutrz po obiedzie jesteśmy gotowi do wyjścia na „basen". Każdy z plecakiem na plecach, przypominamy karłowate wielbłądy. Chłopacy wyglądają na zrelaksowanych, natomiast ja niemal trzęsę się z nerwów, że zostaniemy przyłapani na kłamstwie. Zwłaszcza w momencie, kiedy ciocia opiera się o kuchenną framugę i nam przypatruje, mrużąc oczy.

— Wy tam na tydzień jedziecie? – pyta podejrzliwie.

— Nie mamuś, czemu pytasz? – Alex momentalnie odpowiada.

— Jesteście obładowani jakby Brandon mieszkał na pustyni bez dostępu żywności i wody...

— Mówiłem, że robimy sobie piknik. Każdy coś przynosi...

— Uhm... a wy z tej okazji obrabowaliście market w Buntingford? – ciocia łapie się pod boki i przerzuca spojrzenie z Alexa, na Kosmę i na mnie. – Dlaczego mam wrażenie, że coś knujecie?

— Bo jesteś naszą matką i podpowiada ci to instynkt macierzyński – odzywa się po raz pierwszy Kosma.

Alex parska śmiechem, po czym przybija z bratem piątkę.

— Brawo, jeszcze trochę i uczeń przerośnie mistrza!

— Pozabieram ci te wszystkie książki medyczne, mała mądralo – odpowiada ciocia, śmiejąc się przy tym wyraźnie rozbawiona. – Tylko bądźcie ostrożni i uważajcie na Nelly.

— Jasne, narka...

— Wróć!

Widzę jak Alex przewraca oczami, ale posłusznie wraca do cioci i cmoka ją w policzek. To samo robi Kosma. Chyba oczekują tego również ode mnie. Podchodzę i ostrożnie dotykam ustami rozgrzanego policzka cioci. Kiedy się odsuwam, uśmiecha się do mnie, a oczy jej błyszczą. Dostrzegam w nich... nie, niemożliwe... miłość? Wyrzuty sumienia z powodu kłamstwa zaczynają przypominać ołowianą kulę, która utknęła gdzieś na dnie mojego żołądka. To sprawia, że ociągam się z wejściem do garażu. Ruszam dopiero, gdy Alex syczy na mnie zniecierpliwiony.

— No dalej, Nells!

Chłopcy siedzą już na rowerach, podpierając się jedną nogą. Brama garażowa zatrzymuje się z cichym stuknięciem, ukazując widok na pogrążony w cieniu drzewa podjazd i ulicę.

— Wskakuj! – Alex wskazuje głową bagażnik rowerowy swojego e-bike'a. 

— Ja bym nie ryzykował – droczy się Kosma i mruga do mnie porozumiewawczo. – Ale zawsze u mnie jest miejsce.

Robię wielkie oczy. Mam jechać na bagażniku? Upewniając się, że chłopacy nie robią sobie ze mnie jaj, oświadczam:

— Pojadę z Kosmą.

Dałabym sobie rękę uciąć, że w oczach młodszego Kurtisa pojawił się błysk zwycięstwa.

— Bierz mój plecak do siebie, przegrywie – rzuca drwiąco do Alexa.

Ten wyszarpuje z jego rąk torbę i mocuje na swoim bagażniku. Jego ruchy są gwałtowne. Nie patrzy na mnie. Coś nieprzyjemnego wędruje mi po karku, coś jakby lodowaty dreszcz. Nie chcę, by Alex był na mnie zły. Już chcę się odezwać, ale on nie oglądając się na nas rusza z kopyta, wzniecając maleńki obłoczek kurzu.

— Olej go. Nie znosi przegrywać. 

— Chyba nikt nie lubi.

Podchodzę do roweru i już mam wsiąść, kiedy Kosma wskazuje palcem w kąt garażu.

— Tam są koce i poduszki, weź sobie jedną pod tyłek – po czym zniża głos do konspiracyjnego szeptu: - bo sobie go poobijasz na tych dziurach.

Gdybyś się nie zjawiła... #1 (BĘDZIE WYDANE - wydawnictwo Papierowe Serca)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz