7 Nelly

98 19 21
                                    

Mój spokojny sen zakłóca ostry strumień światła. Pada prosto na moją twarz przez szparę pod odrobinę uniesionymi roletami, jednak pomieszczenie nadal zalewa półmrok. Siadam na łóżku i wsłuchuję w odgłosy panujące w domu. Są tak inne od tych, jakie znałam z londyńskiego mieszkania. Tam miałam wrażenie, że nigdy nie było prawdziwej ciszy. Albo słychać było pędzące ulicą samochody, albo telewizor za ścianą u sąsiadów czy też strzępy ich kłótni. Najczęściej rozbrzmiewały jednak głośne, ociekające przekleństwami rozmowy w kuchni, kiedy do taty przychodzili kumple. Tutaj, ta cisza mnie uspokaja. Lubię ją.

Dopiero po chwili docierają do mnie odgłosy krzątaniny na parterze. Brzęk stawianych na stole talerzy utwierdza mnie tylko, że Kosma już wstał. Kiedy uchylam drzwi, słyszę nieznany kobiecy głos i uprzejme odpowiedzi chłopaka. Schodzę na dół. Drewniane schody przyjemnie chłodzą moje rozgrzane stopy. Nie od razu zostaję zauważona, kiedy staję w progu. Pozwalam sobie zatem przyjrzeć się pani Cromwell. Jest siwiuteńka i chuda jak patyk. Ma na sobie śmieszny fartuch kuchenny, a na stopach klapki z futerkiem. W panterkę. Na ostrym nosie tkwią wielkie, okrągłe okulary, przez co kobieta od razu kojarzy mi się z sową. Miauknięcie sprawia, że przenoszę uwagę na umieszczony tuż obok wejścia transporter.

— Ojej, kotek – piszczę z zachwytu, czym skupiam na sobie wzrok pani Cromwell i Kosmy.

— Ty musisz być Nelly. Jakaś ty chuda, dziecko – przykłada pomarszczone dłonie do pociągłej twarzy.

— Dzień dobry – witam się, po czym uśmiecham do Kosmy, rzucając: - Hej!

W odpowiedzi Kosma unosi dłoń, a ja kucam i ponownie skupiam się na kocie. Jest śnieżnobiały i duży. I ma takie śliczne zielone oczy oraz plamkę przypominającą krawat. Wtem słyszę głośne kichnięcie. A potem kolejne.

— Głupi futrzak – mruczy pod nosem chłopak. Wygląda na to, że jest uczulony na kocią sierść.

— To Snowball – tłumaczy pani Cromwell kucając, koło mnie. Z bliska włosy upięte w kok zdają się być tak mocno związane, że naciągają jej skórę na czole. – Chcesz go pogłaskać?

— Nie wyjmuj go – błaga zasmarkany Kosma, który co po chwilę kicha. – Proszę pani, ja naprawdę mam na nie alergię.

Widzę, jak chłopak zdejmuje okulary i przeciera opuchnięte, załzawione oczy, po czym wstaje i sięga po coś do szafki. Domyślam się, że to jakieś leki na alergię.

— Och, już dobrze. Wy i te wasze współczesne wymyślne choroby – starsza pani psioczy, a Kosma przedrzeźnia ją, kiedy ta nie patrzy. Z trudem powstrzymuję śmiech. Spogląda na mnie, a w jego oczach pojawia się psotny błysk. – Odniosę go tylko. Biedaczynka, tak nie lubi być sam. Nie masz serca, chłopcze... Nie masz serca...

— Za to mam pieprzoną alergię na pieprzone KOTY! – rzuca, kiedy pani Cromwell zamyka drzwi wejściowe. – Mama za każdym razem jej to powtarza i za każdym razem jest to samo. Cholera – przykłada rękę do nosa. – Podaj mi szybko ręcznik papierowy. Przez to kocisko nie pozbędę się już chyba dziś kataru.

— Może otworzę tu okno, co? – proponuję.

— Nie wiem, czy to coś da... o, wraca – chłopak się krzywi. – Teraz na pewno dopilnuje, żebyś zjadła porządne śniadanie.

Przebiegły uśmieszek wypełzający na jego usta sprawia, że nagle tracę apetyt. Niestety, Kosma nie kłamał. Sąsiadka szykuje nam tyle jedzenia, że z powodzeniem najadłoby się jeszcze czworo nastolatków w naszym wieku. Odruchowo zaczynam nakładam sobie kilka tostów. Lekki uścisk dłoni przypomina mi, że jedzenia jest pod dostatkiem i mi go nie zabraknie. Spoglądam na Kosmę z wdzięcznością, a mimo to czerwienię się ze wstydu, kiedy przypomnę sobie mój pierwszy posiłek w tym domu.

Gdybyś się nie zjawiła... #1 (BĘDZIE WYDANE - wydawnictwo YOUNG)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz