ROZDZIAŁ II

11 3 0
                                    

14.05.2005 r.
Nastał poranek. Simon nie zasnął tej nocy. Wpatrywał się ślepo w przestrzeń, nie mówiąc, nie zamykał też oczu. Nawet na moment. Przyszli strażnicy, otworzyli klatkę chłopaka. Ten nawet nie mrugnął. Złapali go za koszulkę i zaprowadzili na salę. Dźwięki z głośników przebijały się przez bębenki uszne wszystkich więźniów. Sala była jasno szara, elegancki wystrój. Na sali był tłum ludzi. Simon nie wiedział co się dzieje, nie wiedział gdzie jest i jak się tu znalazł. Zabójstwa namieszały mu w umyśle. Nagle do sali wszedł Doomrov. Wszyscy ucichli, a mężczyzna podszedł do mikrofonu. Na mównicy stali też żołnierze, ubrani tym razem w zdobione zbroje. Głos Doomrova rozbrzmiał salę. Facet miał niski i spokojny głos. Był jednak przepełniony nienawiścią. Mężczyzna rozpoczął przemowę.
“Dziś następuje dzień zmian. Wy wszyscy bowiem, nie wykazaliście się swoimi zdolnościami bojowymi, co rani moje mniemanie, iż nie czuję się dobrym nauczycielem. A powinienem. Jako jedyny, swoją zabójczą duszą wykazał się Simon Krevrook…”
Wszyscy spojrzeli się na chłopaka, z zazdrością, nienawiścią. Simon również nienawidził samego siebie.
“...A powinni być to wszyscy z was, więc weźcie z niego przykład. Jakie to zmiany zapytacie. Za 3 dni zaczynamy eliminacje. Musimy w końcu znaleźć kogoś wartego posady superżołnierza. Więc musimy się pozbyć większości z was. Jak? Będziecie walczyć między sobą, na arenie, pełnej broni. Stworzyliśmy listę, zupełnie nie opartą na żadnej dokładnej podstawie. Będziecie jak zwierzęta w lesie. Albo sobie poradzicie, albo zginiecie… Nie straćcie tchu, zwierzę w potrzasku bowiem, odgryzło by sobie łapę by uciec zwierzynie…”
Więźniowie byli zdecydowanie zdekoncentrowani informacją. Niektórzy z nich się cieszyli, niektórzy bali. Simon jednak, wciąż patrzył bez wyrazu na ścianę za mównicą, z wielkim logiem F.I.S.T. z wielkim napisem “Wahanie kreuje strach, nie daj się pochłonąć strachowi, buduj świat”. Cóż za ironia. Te hasło nie ma i nigdy nie miało żadnego powiązania z tą firmą.
Doomrov kontynuował.
“...Nie będę kłamał, nie widzę w was nic wartościowego, dla mnie jesteście tylko śmieciami, bez wartości. Mam nadzieje że to się zmieni. Lista jest następująca…”
Mężczyzna zaczął z czytaniem dziennika bitew, ustalonych na te eliminacje. Spośród wielu nazwisk i imion, nagle wybrzmiało to imię.
“...Simon Krevrook kontra Christian Wooly…”
Obaj spojrzeli się na siebie, brązowe oczy Simona stykały się wzrokiem z zielonymi oczami Christiana. Wooly był równie utalentowanym 19-latkiem, miał długie blond włosy, zielone, szmaragdowe oczy. Był dobrze zbudowany i wysportowany. Jego dusza była jednak ciemna, zniszczona i nieczysta. Poniekąd, można było stwierdzić, że jest ucieleśnieniem czystej nienawiści. Jego oczy przemawiały do Simona.
“Powodzenia w walce, przyda ci się, śmieciu”
Jego znieważający uśmiech mówił wszystko. Christian odwrócił się i spojrzał w stronę mównicy.
“Koniec zebrania!” Powiedział Doomrov, po czym wyszedł.
Wszyscy zaczęli powoli wychodzić z sali. Znowu kraty, cela, zimna podłoga, nie wygodne łóżko. Simon usiadł, nie mogąc znów spać. Nagle usłyszał brzęczenie spod krat.
- Zostały tylko 3 dni… -
To Christian.
- Czego chcesz? Nie powinieneś być w celi? - zapytał chłopak.
- A jaka zwierzyna chętnie siedziałaby w klatce? Nie bądź gorzej głupi niż jesteś. -
- Odwal się. Ostatnie czego chcę to krzywdzić ludzi. -
- Och, doprawdy? A co z tymi ludźmi co zabiłeś dzień temu? -
- To był wypadek, działałem pod presją… -
- Łżesz jak pies. Widziałem jak ich zabijasz, jestem pod wielkim wrażeniem. Powiem ci coś… Mordercę wyczujesz z daleka, po zachowaniu, po ruchach, po sposobie myślenia. To nie trudne, a ja widzę kim jesteś. -
Simon wstał, ruszył w stronę krat i sięgnął ręką do bluzki Christiana, łapiąc go i przyciągając do siebie agresywnie.
- Słuchaj, nie wiem kim jesteś, nie chcę tego wiedzieć. Nie irytuj mnie jeszcze bardziej, chyba że chcesz skończyć jak tamtych czterech… - powiedział Simon
- I tak właśnie zachowałby się morderca. Czy muszę coś więcej mówić? -
Chłopak puścił Wooly’ego i odszedł od krat.
- Widzimy się na arenie, szczeniaku. -
Christian odszedł. Potem tylko krople przeciekającego kranu. Powtarzające się rytmicznie. Kolejna noc bezsenna, kolejna noc z gwoździami w sercu, kolejna noc z bólem…

BITEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz