ROZDZIAŁ XI

5 2 0
                                    

25.05.2005 r.
godzina 18.20
*mieszkanie Simona*
Olivia dalej leży w śpiączce. Simon czeka, aż dziewczyna się obudzi. Jerry przynosi jej wody, zimne okłady na rany i różne medykamenty. Nagle, Olivia obudziła się. Simon nie zdążył zapytać jej czy wszystko z nią w porządku, a dziewczyna, pobiegła do łazienki. Spojrzała w lustro.
- Olivia! już się obudziłaś. Myślałem że to już koniec. -
- Co się stało? Pamiętam tylko że siedziałam w namiocie. Potem mój obraz się urwał. -
Simon podszedł do dziewczyny i przytulił ją.
- Już wszystko w porządku. Muszę ci coś powiedzieć. -
- Czemu czuję się tak dziwnie Simon? -
- Ehhh… Mam supermoce. -
- M… Masz… Masz co? -
- Po prostu, potrafię więcej niż normalny człowiek. -
- Znam definicję supermocy, Simon. -
- Tamtej nocy, zaatakował cię chłopak, który kiedyś był moim przeciwnikiem. -
- Nie rozumiem tak wiele. Nie chcę o tym słyszeć, gdzie ja w ogóle jestem? -
- To moje mieszkanie, zabrałem cię tu, byłaś w lekkiej śpiączce. -
- Chcę już iść… -
Dziewczyna zaczęła iść w stronę wyjścia. Gdy złapała za klamkę, wyrwała drzwi z nawiasów. Spojrzała się na chłopaka z wielkim szokiem.
- Ehhh… Lepiej się z tego wytłumacz. -
- Leżałaś na ziemi, z raną na brzuchu. Wykrwawiałaś się, więc postanowiłem ci pomóc i oddałem ci część mojej krwi. Moce które w niej krążą, najprawdopodobniej przeniosły się na twoje ciało. Dlatego właśnie wyrwałaś drzwi. -
- Mam moc? -
- A nawet kilka, o których pewnie nie wiemy. Wiem już że jesteś silna, i szybko leczysz rany. Ciekawe co jeszcze jesteś w stanie zrobić. -
- To czas żebyś powiedział mi o swojej historii, Simon. -
Chłopak opowiedział dziewczynie o swojej bolesnej przeszłości. Mówił to z bólem na sercu. Czuł jakby opowiadając tą historię, wypluwał jednocześnie żyletki z buzi. Okropieństwo.
- Doomrov? Christian? Nie rozumiem tak wiele. Musiałeś okropnie cierpieć. -
- Cierpienie było jedynym co czułem, do teraz, gdy poznałem ciebie. -
Simon zebrał się z emocjami i wstał na nogi.
- Nie chcę już o tym mówić. Fakt, nie zapomnę o tym. Ale to nie coś za co można mnie winić. Dlatego nie będę mieszać w to kolejnej osoby. -
- Wiem co czujesz, ale skoro mam supermoce, muszę to spożytkować. -
- Nie wiesz co czuję, nie dowiesz się tego, jak sama nie doświadczysz bólu. -
- Chcę być taka jak ty. -
Chłopak westchnął i skierował się w stronę okna, patrząc przez nie martwo.
- Możesz wyjść, nie trzymam cię tu już. -
- Nie możesz mi tego robić Simon, po prostu nie możesz! -
- Ehh… Nie ma kto cię uczyć. Ja sam nie jestem dobrym superbohaterem. -
- Uratowałeś mnie. Znam twoje umiejętności. Może nie w stu procentach, ale wiem jak dobrze potrafisz walczyć. Proszę! Jeśli to nie wypali, po prostu o tym zapomnimy. -
- No dobrze. Idź wypocznij do domu. Zaczynamy trening jutro, bądź gotowa i dobrze zjedz. -
Chłopak odprowadził dziewczynę do wyjścia. Pożegnali się tylko lekkim machaniem ręki.
Było już ciemno i chłodno. Simon pobiegł na górę, gdzie znajdował się jego pokój. Otworzył szafę, wyjął strój i go założył. Otworzył okno i wyskoczył, lądując na jeden z dachów pobliskich budynków. Zaczął biec naprzód, szybko i biegle. Zauważył odbłysk światła, znajdujący się gdzieś na końcu dachu. Nagle coś podcięło go, kierując go do upadku. Szybko po tym wstał na nogi, otrzepał się i począł rozglądać się wokół siebie.
- Masz pecha stary! - powiedział tajemniczy mężczyzna, siedzący w cieniu.
- A ty to kto? -
- Case Hastle… Nie znasz mnie? -
- Uhmmm… Nie kojarzę. -
- Masz w końcu okazję. -
Hastle zaczął iść w stronę Simona, wymachując wyjętym chwilę temu nożem motylkowym.
- Mam się ciebie bać? -
- Nie przegrałem jeszcze żadnej walki w swoim życiu. -
- Wyglądasz jak każdy inny w tym mieście. Masz tylko kilka miernie wykonanych tatuażów, i parę broni. Kilku bandytów napadło by cię bez problemu. -
- Zamknij się! Chciałem złapać cię i zaciągnąć do ringu, ale mogę zabić cię tu i teraz. A twoja maska będzie moim trofeum. -
- Zróbmy to szybko. -
Dwójka zaczęła walczyć. Case zadawał mocne ciosy, skoncentrowane na głowie i wątrobie. Simon jednak dominował w walce. Chłopak chciał zabrać przeciwnikowi nunchaku, przypięte do jego pasa. Gdy pociągnął za broń, skoncentrowana siła cienia, poparzyła jego dłoń, powodując ból.
- Argh! Co to ma być?! - Simon krzyknął z bólu.
- Właśnie popełniłeś wielki błąd. Nocny Kroku, to twój koniec. - Powiedział Case, przygotowując ostrze noża, do ataku.
Nagle Case skoczył w stronę chłopaka. Cień poleciał za nim, jak ptak. Wokół stało się ciemniej. Simon złapał przeciwnika za nogi i przyłożył nim o ziemię. Budynek zatrząsł się pod wpływem siły uderzenia.
- Jesteś twardy, przyznaję. -
- Nie chcę z tobą walczyć Case. Odpuść! -
- Jesteś niezłą sztuką dla ludzi ulicy. Muszę z tobą walczyć. -
- Przysporzy ci to tylko problemów! -
Hastle złapał za swoje nunchaku.
- Używam tego nunchaku tylko, gdy jest ono bardzo potrzebne. -
Zaczął wymachiwać nim na prawo i lewo, tworząc smugi cienia, tworzące złudzenie. Dziesiątki istot, stworzonych z cienia. Jego tatuaż zmienił kolor na szkarłatną czerwień. Z cienia zaczęły wylatywać cięcia. Simon ustał w miejscu. Wziął głęboki oddech, tupiąc w ziemię. Cięcia przeleciały przez ciało chłopaka, rozcinając jego skórę.
Case spojrzał z przerażeniem na chłopaka, który mimo ostrych cięć, nie doznał poważnych obrażeń. Simon nie cierpiał. Z cienia, widać było jego jasne, żółte oczy, wpatrujące się w przeciwnika. Chłopak zaczął biec w stronę Case’a. Gdy już znalazł się przy nim, uderzył go mocno w klatkę piersiową, łamiąc mu kilka żeber. Hastle kaszlnął, wypluwając przy tym trochę krwi.
- Ehm… Ehm… Twardy jesteś, Nocny Kroku. -
- Dość. -
- Zmuś mnie! - 
*Rozbij jego głowę o beton…*
Głos w głowie znowu przemówił. Simon cicho odpowiedział.
- Nie zabiję go… -
*Masz go zabić… JUŻ!!!*
- Odpuść… - szepnął chłopak.
- Hah! Wariat. -
Simon zebrał się i uderzył Case’a prosto w nos, powodując krwawienie. Wykorzystał jego nieuwagę i dźgnął go jednym z noży kieszonkowych. Dokończył go kopnięciem. Case upadł na ziemię nieprzytomny, z raną na brzuchu. Chłopak zaniósł go do pobliskiego szpitala. Lekarze opatrzyli jego rany. Nie stwierdzili nic poważnego, tylko kilka urazów na ciele. Personel szpitala, zdziwiony wizytą zamaskowanego mężczyzny, pozostał w milczeniu.
25.05.2005 r.
godzina 23.50
Simon wrócił do mieszkania, położył się do łóżka i próbował zasnąć.
*Dobrze ci poszło młody… Nie spełniłeś jednak moich poleceń… Nie jesteś taki jak reszta rodziny… Każdy z was jest taki sam, Simon… Stara się być dobrym, a później kończy w cieniu swoich własnych czynów… Nie ma co zwlekać… Jak nie ty, to twój potomek… Ten krąg… Nie… Ma… Końca…*
Chłopak przykrył głowę poduszką i zasnął…

BITEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz