00. prolog.

26 4 0
                                    



siedziba TVA, lokalizacja: nieznana


─ Powiedz wszystko, co pamiętasz. ─ W sali rozległ się niski, męski głos. W pomieszczeniu nie znajdowało się nic innego poza stolikiem i dwoma krzesłami, a na jednym z nich siedziała młoda kobieta. Wierciła się niespokojnie, czując dyskomfort przez elektroniczną obrożę na jej szyi, która miała ją odstraszyć od pomysłu na jakąkolwiek ucieczkę. Zmrużyła oczy, mimowolnie przyglądając się wokół. Co to za miejsce? Mogłaby przysiąc, że kojarzyła ten rodzaj architektury ze swojego statku, którym przemierzała galaktykę, ale po jej ostatnim wyskoku jej życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni.

Kobieta podparła łokcie o metalowy blat stolika i rzuciła mężczyźnie sceptyczne spojrzenie. Nie ufała mu. Nie ufała nikomu, czasami nawet samej sobie. Zdarzało się, że dokonywała mnóstwo całkiem nielegalnych akcji po pijaku, a potem spędzała nockę czy dwie w celi, by potem wyjść znowu na wolność i z błogosławioną nieświadomością swoich postępków, demoralizować ten wszechświat dalej.

Próbowała dojść, która z tych wystrzałowych akcji spowodowała, że wylądowała w takim miejscu i była zmuszona oglądać ten kiczowaty animowany filmik o skutkach manipulowania czasem, ale nic takiego nie miało miejsca. Przecież by pamiętała.

Szatynka prychnęła śmiechem i nie mogła właściwie przestać rechotać, mimo iż wiedziała, że to nie skończy się dla niej dobrze. Należała raczej do typu ludzi, którzy nawet w kiepskiej sytuacji miewają gorzkie poczucie humoru. Lubiła pastwić się nad swoim losem i narzekać, bo nic lepszego jej nie pozostawało. Była w tym sama.

─ Nie uczyli cię, żeby nie dręczyć dziewczyny na kacu? Pamiętam, że upiłam się w trzy dupy, a potem obudziłam się tu. Wystarczy ci tyle, kolego? ─ fuknęła, splatając ramiona na piersi, zadzierając brodę.

Posiwiały już mężczyzna ubrany w szary garnitur wyraźnie tracił już do niej cierpliwość. Być może źle wybrał. Albo musiał się bardziej postarać. Wiedział tylko, że ta dziewczyna była bardzo wyjątkowa, a jej pomoc w jego zespole mogłaby okazać się bardzo owocna. Musiał tylko jakoś wykorzystać jej marzenia i głębokie pragnienia, by zgodziła się na współpracę.

─ W porządku. Może zacznę inaczej. Co pamiętasz, jako ostatnie? Co chciałaś osiągnąć? Miałaś jakieś marzenie? ─ dopytywał, przyglądając się jej z fascynacją.

Marzenie. Już prawie zapomniała, jakie to uczucie mieć marzenie i do niego dążyć. Od zawsze działała pod wpływem impulsu. Jej całe życie wyglądało jak jedna wielka improwizacja. To była walka o przetrwanie.

Kobieta nachyliła się nad stołem, składając razem palce i przejechała powoli językiem po górnej wardze.

─ Posłuchaj mnie koleś uważnie ─ wyrwała ostrym tonem. Nienawidziła tego uczucia, kiedy ktoś inny się nad nią litował i robił z niej bohaterkę, kiedy było wręcz odwrotnie. Widziała to doskonale w jego oczach. ─ Tu zaszła jakaś pomyłka. Macie złą uciekinierkę. Wasza zasrana Święta Oś Czasu wcale nie została naruszona, bo macie takie widzimisię. To ja decyduję o tym, co robię w życiu. Świadomie czy też nie ─ bąknęła przemądrzale.

─ Ukradłaś coś, co ma ogromne znaczenie w przyszłości, Wariancie Willis ─ rzucił oskarżającym tonem, a kobieta mimowolnie prychnęła. Kompletnie nie miała pojęcia, o czym ten gościu nawija. Jasne, była cholernie dobrą złodziejką, ale jeszcze nigdy nie spotkała się z takim oskarżeniem.

TIME VARIANT ── loki laufeyson [LOKI S1 & GOTG]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz