Summer Wine

88 3 2
                                    

Promienie słońca delikatnie wchodziły przez okno muskając moją twarz. Zaczęły dochodzić do mnie dźwięki z kuchni, był to śmiech. Szczery i donośny śmiech mojej mamy. Uśmiechnęłam się ponieważ kochałam to, gdy ona była szczęśliwa.

Wstałam z łóżka zarzucając na siebie rozpinany sweter bo ciało pokryło się gęsią skórką gdy tylko opuściłam ciepłe łóżko. Czym bliżej znajdowałam się kuchni tym bardziej słyszałam jej śmiech, czułam unoszący się aromat kawy, a ja z każdym krokiem odczuwałam większą radość.

    - Lui, nie jesteśmy już tacy młodzi. - Anna odchyliła delikatnie głowę z uśmiechem klepiąc tatę w klatkę piersiową - Nie możemy uciec, mamy obowiązki i kilkadziesiąt lat na karku.
   - Ale to tylko kilka dni, kolega z pracy wypożyczy nam vana, zwiedzimy kilka krajów europejskich, odpoczniemy i poczujemy się jak gówniarze. - Oplótł ręką mamę w pasie i przyciągnął do siebie skradając pocałunek na oprószonym piegami czole.
   - Mogłeś to zaproponować 20 lat temu, gdy byliśmy młodzi, pełni energii i nie mieliśmy rachunków do opłacenia i nastoletniej córki.

Stałam w przedpokoju oglądając najpiękniejszą miłość jaką tylko miałam okazję poznać, o takiej właśnie piszą w książkach. Bezgraniczna, oddana i szczera, trwająca ich prawie całe życie. Byłam wdzięczna za to, że mam możliwość życia w rodzinie tak pełnej szczęścia.

    - Uważam mamo, że taty pomysł jest świetny. - Ruszyłam do kuchni, składając po drodze im buziaki na policzkach. - Podkreśliłaś, że jestem nastolatką a nie dzieckiem, więc gdybym została kilka dni w domu sama, nic by się złego nie stało.
   -Lav, dziękuję za poparcie, twoja mama chyba zapomniała że żyje się całe życie a nie tylko do pewnego wieku. - Przybił mi żółwika kiwając porozumiewawczo głową. - Mamy urlop do wykorzystania, Lavender ma wakacje więc może udać się do kogoś z rodziny na ten czas. Jest tyle rzeczy które zwiastują sukces podróży, jedyną przeszkodą jest brak chęci mojej małej Anny.
   -Od zawsze wiedziałam że trzymasz jego stronę, nie mógł Cię obdarzyć urodą więc swój charakter przekazał. A teraz wybaczcie drużyno PODNIESIEMY JEJ CIŚNIENIE Z RANA ale muszę wychodzić do pracy. Te ogrooomne kolejki zbierające się pod biblioteką nie mogą tak długo czekać. - Spakowała pojemnik z jedzeniem, ten który jej pokolorowałam gdy miałam kilka lat i przedstawiał psa z motylkiem, podobno. - Dobrej pracy mężu i miłego dnia córeczko!

Opuszczając dom zabrała z niego emanującą pozytywną energię. Popatrzyłam na tatę który nie widzi jej kilka sekund a już zdążył stracić kolory. Ich więź była niemożliwa do rozerwania, a choroba mamy spowodowała zaciśnięcie ich więzi, ponieważ każda sekunda mogła być ich ostatnia. Poczuł mój wzrok na sobie, uśmiechnął się przeczesując mi czubek głowy palcami.

    - Jesteś najcudowniejszą osobą jaką mogliśmy stworzyć z twoją mamą. Niestety również Lavender będę musiał się zbierać do pracy, a Ty na dzisiaj jakie masz plany?
   - Miałam iść z Maią na piknik w okolice parku ale dalej czekam aż potwierdzi.
   - Świetny pomysł, piękna pogoda, miłe towarzystwo. Dzień będzie udany, trzymaj kciuki żeby mój również taki był. - Zabrał swoją teczkę poprawiając jeszcze marynarkę. - Jeżeli obędzie sie bez żadnej awantury na sali sądowej, robimy dzisiaj wieczorem ognisko z piankami! Bo jestem dorosłym mężczyzną który musi wyżywić swoją cudowną rodzinę i jestem w stanie to zrobić sam i na swój własny sposób! - Wymachiwał palcem wychodząc z domu a ja przyglądałam się temu kiwając głową i delikatnym uśmiechem.

Zabrałam się za robienie śniadania i w między czasie przygotowywałam przekąski na piknik. Kilka truskawek do pudełka na piknik, kilka na śniadaniowego naleśnika, tak samo z resztą soczystych owoców. Gdy skończyłam przygotowywać koszyk i zabrałam się za jedzenie ktoś uporczywie dobijał się do moich drzwi. Pierwsza myśl - Maia, tak bardzo się nudziła że przyszła ale czym bliżej byłam drzwi zaczynałam w to wątpić, ktoś panicznie walił w moje drzwi, jakby to była ostatnia deska ratunku. Przeraziłam się gdy za zamgloną szybą od drzwi wejściowych zobaczyłam zarys małej postaci bijący obiema pięściami w desperacji. Bałam się otworzyć te drzwi, bo co jeżeli do jakiś przekręt i jak otworze drzwi to dziecko zacznie się śmiać a zza rogu wyjdzie kilku mężczyzn i mnie porwą?

   - Mogę Ci w czymś pomóc? - Starałam się opanować drżenie głosu lecz wątpię że się udało.

   - Proszę Pani, Proszę Pani!! Mój brat kopnął piłkę i wylądowała na Pani garażu, mogłaby Pani pomóc mi ściągnąć? Proszę! - Otworzyłam powoli drzwi i zobaczyłam przed sobą pulchną twarz dziewczynki ubrudzoną lodami. Uśmiechnęła się do mnie promiennie. - Przepraszam Panią że tak przeszkadzam ale mój głupi brat nie chciał ze mną grać.. i..i on kopnął piłkę tak daleko i trafiła tutaj. - Wskazała palcem na garaż stojący obok domu i rzeczywiście, była na nim różowa piłka.

   - Pewnie, chodź pomogę Ci ją ściągnąć. - Podeszłam do niej i skierowałyśmy się w kierunku piłki - Powiedz mi, jak się nazywasz? Po raz pierwszy Cię tutaj widzę.

   - Jestem Amanda, przeprowadziłam się z rodzicami i rodzeństwem tutaj - Wskazała dom na przeciwko, rzeczywiście tamten dom od jakiegoś czasu był do sprzedania od kiedy Państwo Springów przeprowadzili się bliżej centrum. - Nie mam jeszcze znajomych i nie mam się z kim pobawić.

   - Na pewno znajdziesz jakieś koleżanki, dużo dzieci tutaj mieszka - Uśmiechnęłam się do niej przytrzymując drabinę by wejść na dach. - Proszę bardzo, Twoja piłka.

   - Dziękuje bardzo, jest Pani bardzo miła, nie to co mój głupi brat!

   - Nie musisz do mnie mówić Pani, jestem Lavender ale przyjaciele mówią na mnie Lav, Ty również możesz. - Jej ogromne niebieskie oczka się rozpromieniły a rączki objęły mnie w pasie.

   - Dziękuje Pann..Lav! Do zobaczenia! - Wzięła piłkę i uciekła w kierunku domu potykając się prawie kilka razy o swoje małe nogi.

Wróciłam domu by się przebrać bo na szczęścia Maia potwierdziła nasz dzisiejszy piknik. Założyłam białą krótką koszulkę bez ramiączek i do tego białe kolarki. Czarny kolor zdecydowanie by mnie dzisiaj ugotował. Wzięłam koszyk i ruszyłam do samochodu przyjaciółki która zaparkowała przed domem. Czym bliżej się zbliżałam auta tym bardziej coś kazało mi zerknąć na dom naprzeciwko, i moje oczy zatrzymały się na wysokim brunecie który siedział na schodach i sprawdzał coś na telefonie. To pewnie ten wredny brat Amandy. Jego oczy podniosły się spod telefonu i popatrzyły w moim kierunku, co mnie mocno zestresowało więc wskoczyłam do białego jeepa Mai.

-Zobaczyłaś ducha? - Przywierciła mnie zielonymi oczami do fotela. Zerknęła w kierunku bruneta ponieważ mój wzrok wciąż był skierowany w jego stronę. - Czy przystojnego sąsiada?
   - Chyba dwa w jednym. - Zapięłam pasy i ruszyłyśmy w kierunku parku.

Po kilku godzinach Maia podwiozła mnie pod dom w świetnym nastroju, spędziłyśmy bardzo fajnie dzień, w którym rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Pożegnałam się z nią i ruszyłam w kierunku domu w którym paliły się już delikatnie światła więc pewnie mama już wróciła z pracy. Gdy przyjaciółka odjechała zerknęłam w kierunku domu Amandy, coś mnie tam ewidentnie zaczęło przyciągać, może to ciekawość spowodowana nowymi ludźmi? Pewnie tak, lecz na szczęście nikogo tam nie spotkałam. Wchodząc do domu, nikogo nie zauważyłam lecz dotarła do mnie muzyka płynąca z tarasu. Odłożyłam koszyk i udałam się na tyły domu, gdzie zauważyłam rozpalone ognisko i  tańczących rodziców do piosenki Lany del Rey Summer Wine.

Liste NereOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz