Pierwsze wrażenie

24 3 0
                                    




Kilka ostatnich dni minęło mi nad wyraz spokojnie może dlatego że Maia pojechała do kuzynostwa a rodzice po długich namowach mamy zgodzili się udać w wyjazd vanem i każdą wolną chwile spędzaliśmy na organizacji. Pomagałam im zaplanować trasę oraz wybrać obowiązkowe punkty które muszą zobaczyć. Dogadaliśmy się że zostanę sama w domu, nie chcę jechać do rodziny bo są to moje ostatnie wakację przed skończeniem szkoły i chce spędzić je na swój własny sposób a w terminie kiedy rodzice wyjeżdżają, wraca Maia więc się nie będę nudzić. Mama nie była zbyt zadowolona, uważała że nie powinnam spędzać sama kilka dni, ufała mi to akurat wiedziałam, w końcu nigdy nie nad szarpnęłam ich zaufania ale po prostu się bała. Byłam jedynaczką, choć wiele lat starali się o drugie dziecko, niestety gdy wykryto u mamy guzy na jajnikach wiadomo było, że jedyną opcją na powiększenie rodziny jest jedynie adopcja. Rodzice jednak wystraszyli się że nie będą w stanie ofiarować temu dziecku tyle miłości co mi, co doskonale rozumiałam i nie miałam tego im za złe.

Siedziałam właśnie na trawie za domem i szkicowałam to co znajdowało się przede mną. Nasze małe pole lawendy, uspokajającej rośliny którą rodzice zasadzili gdy tylko przyszłam na świat a której ja zawdzięczam swoje imię. Podobno pierwszy bukiet który tata ofiarował mojej mamie składał się z dzikich kwiatów które zerwał idąc do szkoły i duża część z nich to właśnie lawenda. Z głośników przysłuchiwałam się i nuciłam razem z Dolly Parton Jolene, padało na mnie słońce a w szklance pękały kostki lodu rozcieńczając lemoniadę z limonki i rozmarynu. To będzie to wspomnienie, które przywołam do siebie gdy będę umierać, moja definicja szczęścia i spokoju. Gdy kończyłam swój szkic, udałam się do kuchni po kubek z wodą by móc czyścić pędzle gdy zacznę używać farb i będę wymieniać kolory. Przez okno zobaczyłam sąsiadkę, prawdopodobnie była to mama Amandy, Pani Sophie z tego co mówiła mi mama gdy poszła się przywitać. Była uśmiechnięta gdy przytulała górującego nad nią wzrostem bardzo krótko ściętego chłopaka. Przez chwilę myślałam że to Brian, chłopak który kopnął piłkę na nasz garaż ale stał on obok, z rękami założonymi na piersi i pomimo swojego wzrostu wydawał się być dużo niższy przy tym który został zakleszczony w ramionach Pani Sophie. Amanda gdy ostatnio spotkałam ją bawiącą się samą wspominała że ma trzech braci i jedną siostrę, ale mówiła że jeden z nich mieszka w innym mieście u dziadków bo nie chciał zmieniać otoczenia a rodzice się na to zgodzili. Więc to pewnie musiał być on, wyleciało mi jego imię z głowy. Zagapiłam się na ten obrazek i otrzeźwiałam dopiero wtedy gdy woda z kubka zaczęła się wylewać chlapiąc mnie po stopach.

Wróciłam do malowania lawendy i już kończyłam gdy do moich uszu zaczął dochodzić zbliżający się głos Amandy. Podniosłam głowę i zobaczyłam że wyłoniła się z bocznej strony mojego domu uśmiechnięta. Odwzajemniłam jej uśmiech gdy za nią zza rogu wyłonił się jej brat. Czy on był prawdziwy? Nigdy nie spotkałam nikogo tak wysokiego i szlachetnie zbudowanego. I choć nie pałam optymizmem do tatuaży to te jego pokrywające ręce, nogi jak i szyję tworzyły idealną całość.

   - Lav, musisz poznać mojego brata! On jest super i przywiózł mi kilka książek! - Ciągnęła go, nawet nie za rękę, bo jej cała ręka mieściła maksymalnie jego jednego palca. - O, przepraszam, nie wiedziałam że jesteś zajęta..chciałam po prostu przedstawić moją przyjaciółkę Carterowi.

Nie spuszczałam wzroku z hipnotyzujących lazurowych oczu bruneta gdy wstawałam poprawiając nieco spódnicę by nic nie wyszło na światło dzienne.

   -  Cześć Am, nie przeszkadzasz spokojnie. - Skierowałam oczy ku jej uśmiechniętej buźce, a podniosłam je po to by zatopić się w oczach Cartera które przeszywały mnie na wylot obdzierając z każdego wstydu, każdej tajemnicy. Wyciągnęłam rękę w jego kierunku - Cześć, jestem Lavender ale przyjaciele tacy jak twoja siostra mówią do mnie Lav.

Popatrzył na mnie delikatnie mrużąc oczy które przez swój migdałowy kształt i tak wyglądały jakby chciały zabić od jednego spojrzenia. Wyciągnął delikatnie rękę w moim kierunku i z każdą sekundą zbliżając się do mojej czułam wyładowania elektryczne które się wytwarzały między nami, przynajmniej dla mnie.

   - Carter, nie wiedziałem kochanie że mówiąc o przyjaciółce mówisz o dziewczynie której bliżej do mojego wieku niż twojego. - Skierował te słowa do Amandy która wyglądała tak, jakby miała zaraz zamiar wybuchnąć od radości która w niej siedzi.

   -  Ale Lav jest fajna, pomogła mi ściągnąć piłkę z dachu, częstowała mnie truskawkami gdy bawiłam się na podwórku. Jest trochę jak Ty! - Uśmiechnęłam się gdy zobaczyłam jej kipiące szczęście, lecz mój zapał został momentalnie zgaszony. Podniosłam wzrok na chłopaka który bacznie mi się przyglądał.

   -  Nikt nie jest jak ja słoneczko, podziękuj w takim razie Pannie..Lavender za to że próbowała zastąpić ci brata, ale już nie musi. Bo od dzisiaj będzie na miejscu. - Beznamiętnym głosem odezwał się i wiedziałam, że kierował te słowa w moim kierunku. Czuł ode mnie zagrożenie w kwestii Amandy? Absurd. Wziął szybkim ruchem siostrę na ręce i zaczął kierować się na przód domu.

   - Pa Lav, do zobaczenia!! - Machała rękami w moją stronę więc również jej odmachałam i jedyne co usłyszałam jeszcze to szept Cartera. Do zobaczenia Panno Lavender.

Minęło kilka godzin gdy rodzice już wrócili z ogromną ilością zakupionych rzeczy na wyjazd, czapki z daszkiem ale i kapelusze, były buty do pływania jak i płetwy do nurkowania, termosy i butelki chłodzące. Byli przygotowani na spędzenie cudownych dwóch tygodni ponieważ uznaliśmy z tatą że taka podróż życia zdarza się tylko raz i muszą ją w stu procentach wykorzystać. Van kolegi taty będzie czekać na nich w Portugalii a dokładnie w Faro do którego z lotniska dostaną się autobusem. Później będą jechać w kierunku Hiszpanii do Marbelli, jak się uda i dojadą do Walencji w dobrym czasie to wybiorą się na jedną noc na Ibize, szczęściarze! Prawdopodobnie będą chcieli dojechać do Francji, do Marsylii ale jeżeli spodoba im się w Hiszpanii to zostaną tam zwiedzając lokalne wsie w poszukiwaniu niezapomnianych pamiątek. Ja w tym czasie skupię się na kształtowaniu w sobie dobrej gospodyni domowej, będę robić pyszne obiady dla siebie i jeść je na tarasie oglądając tańczące promienie słoneczne, wieczorami gdy kojący deszcz będzie pokrywał ziemię owinięta w koc będę siedzieć w fotelu czytając książki. Cholera, niesamowicie się cieszę że ja i zarazem rodzice mamy możliwość spędzenia czasu na swój własny sposób.

Wyjrzałam przez okno sprawdzić czy niebo dzisiaj znowu jest oprószone gwiazdami, i na szczęście tak właśnie było. Wzięłam do ręki zapalniczkę i papierosa mamy Mai, w tym poza lawendą podobno jest szałwia lekarska, mięta więc zaraz sprawdzimy czy może zapalenie tego magicznego dzieła wyczaruje mi coś niezwykłego. Gdy usiadłam na dachu przyjemny wiatr owiał moje nagie nogi, ponieważ poza bielizną i koszulką miałam tylko skarpetki. Zaciągnęłam się i poczułam kojący zapach mięty jak i lawendy, otoczona gwiazdami chłonęłam ten moment. Usłyszałam chrząknięcie dochodzące z mojej prawej strony i ujrzałam dwie postacie w sąsiednim domie. Na dachu znowu siedziała ciemna postać która również wypuszczała kłęby dymu ale na podjeździe, również ktoś stał. A dokładnie Carter, z jedną ręką wsadzoną w czarne dresy a drugą trzymając papierosa kierował swój wzrok prosto w moją stronę. Panna Lavender, tyle udało mi się rozszyfrować z jego ust gdy się delikatnie poruszały. Choć stał daleko, czułam jego obecność tak dobrze jakby siedział tuż obok mnie. Zgasiłam niedopałek w białej puszce i wróciłam do pokoju zamykając szczelnie okno i chowając się pod kocem. Czy tak się właśnie czuję człowiek gdy ktoś mu wpada w oko?

Liste NereOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz