Bukiecik

13 3 0
                                    


Maia wróciła dużo szybciej niż planowała od kuzynostwa, ponieważ jedna z jej kuzynek się rozchorowała, a moja przyjaciółka nie chciała się zarazić i spędzić wakacji w domu. Siedziała właśnie na mojej świeżo wypranej pościeli, w motywy kwiatów, o zapachu kwiatów, i zajadała się makaronem z sosem serowym. Jak tylko jej to kapnie...będzie uczyła się latać przez moje okno. W notesie robiła harmonogram ponieważ uznała że spontan jest dobry kiedy mamy dużo czasu a jej zdaniem to 6 tygodni które już zostało szybko zleci. Planowała nam każdy dzień, i nawet każdą godzinę. Poniedziałek- pobudka 8:00, poranna toaleta 8:15-9:15, wspólne śniadanie 9:30.. i tak zapisała każdy dzień, na 14 których będzie. Nie chciałam jej wyprowadzać z błędu i się wtrącić że jest to mało wykonalne ale fajnie się ją obserwowało taką skupioną, z buzią pełną makaronu, mającą kontrolę. Ja za to byłam w innym świecie, na planecie Pan, miejscowości Carter na ulicy Field. Od naszej nocnej rozmowy na dachu nie spotkaliśmy się. Widywałam go jak się kręcił wokół domu, gdy kosił trawnik, bawił się z Amandą i Amelią, grał z Maxem w piłkę. Dużo częściej widywałam za to Briana który często czegoś nie miał pod ręką i pożyczał od nas, zawsze wtedy gdy byłam sama w domu. We wtorek robił ciasto, i zabrakło mu cukru a sąsiadka poratuje, w ramach podziękowań przyniósł mi kawałek, pysznego leśnego mchu, w środę chciał zrobić obiad dla rodziców i udekorować bazylią a będąc u nas widział że mamy jej trochę w swoim ogródku, w piątek kiedy wracałam z targu roślin i szłam z siatkami, gdy tylko mnie zauważył na ulicy podbiegł zaproponować pomoc. Bardzo fajnie się z nim rozmawiało, okazało się że jesteśmy w tym samym wieku, i przez przeprowadzkę przenosi się do mojej szkoły, możliwe że będziemy w tej samej klasie.

    - Zastanawiam się, czy nie dopisać od razu nam posiłków, zaoszczędzimy dużo czasu by się nad tym nie zastanawiać. - Maia przegryzała długopis z zamyśloną miną. - A Ty, jak myślisz?

   - Jeżeli masz taką ochotę to pewnie ale, Ty przyszłaś dzisiaj tutaj po to by siedzieć z nosem w notesie? - Uniosłam brew i spojrzałam jak otwiera urażona usta.

   - Słucham? Ty mi się tak odwdzięczasz za to, że organizuje nam najlepsze dwa tygodnie w życiu? - Ujęłam jej policzki w ręce i spojrzałam głęboko w oczy.

   - Posłuchaj, spędzimy cudowny czas razem. Nie potrzebujemy do tego. - Chwyciłam notes w kartki wymachując jej przed twarzą. - Ważne że będziemy razem, możemy wstawać o 5 i chodzić razem na spacery by zjeść później owsiankę, a możemy wstawać o 10 i jeść tłustą, chamską pizzę. Rozumiesz?

   - Gdybyś nie była moją przyjaciółką, bym Ci tym notesem w głowę strzeliła. Dobrze wiesz że lubię mieć zaplanowany czas. I nie, nie przyszłam tutaj siedzieć nad notesem, masz rację. Lepiej opowiadaj o tym chłopaku o którym mówiłaś że często się wokół Ciebie kręci.

 Spędziłyśmy kilka godzin rozmawiając o rodzinie Field, jak bardzo Carter wpadł mi w oko a jak jego obecność w dziwny sposób zaczął zastępować Brian, który co prawda jest świetnym chłopakiem ale..nie w moim typie. Zaczęło się ściemniać gdy odprowadziłam Maie do drzwi. Gdy już bezpiecznie wsiadła do auta, miałam zamykać drzwi gdy duża postać pojawiła się z mojej prawej strony.

   - Dobry wieczór, Panno Lavender. - Uniosłam wysoko głowę by móc zobaczyć chłopaka. Opierał się ramieniem o ścianę domu, z uroczo podniesionym kącikiem ust. W końcu się pojawił, d z i ę k u j ę.

   - Dobry wieczór, Kawalerze Carter, już się bałam że został Pan porwany lub co gorsza, zapomniał o mnie. - Oparłam się naprzeciwko niego tak jak on ramieniem o ścianę i również się do niego uśmiechnęłam. Wpatrywał się przez chwilę we mnie tymi lazurowymi oczami, gdy nagle chwycił moją brodę w palce i przejechał palcem aż do policzka.

   - O Pani się nie da zapomnieć. - Mów do mnie w ten sposób Panie Carter, prosze. - Miałem trochę spraw do załatwienia ale proszę nie myśleć że zapomniałem o tych miodowych oczach.

   - Co w takim razie, Cię do mnie sprowadza? - Starałam się ale naprawdę się starałam aby nieco ukryć mój zawstydzony uśmiech.

   - Pani. Wszystko co mnie sprowadza na tą stronę ulicy, pod dom o numerze 34 to Pani. - Mój brzuch właśnie był oblegany przez całą hordę motylków, o lazurowym kolorze jego oczu, czarnych jak jego tusz pod skórą, brązowych jak jego włosy, różowych jak jego usta, oliwkowych jak jego skóra. Wszystko co się ze mną, we mnie działo to była sprawka jednego chłopaka, z sąsiedztwa. - Chciałem zapytać czy jutro mógłbym Panią porwać w jedno miejsce?

   - Z góry zakładasz że się nie zgodzę, więc proponujesz porwanie? - Uniosłam brew w zdziwieniu, ale jeżeli uważa że jest opcja że się nie zgodzę to znaczy że jeszcze nie zauważył mojego zafascynowania jego osobą.

   - Lubię dramaturgię ale owszem, brałem pod uwagę porażkę. - Wziął moją dłoń i delikatnie ją muskał swoimi palcami a ja nie mogłam oderwać wzroku od tego czułego gestu. - Przyjdę jutro po Panią, proszę się ubrać swobodnie. - Nachylił się nade mną i szepcząc owiał moje ucho. - Dobranoc, piękna Panno Lavender. 

Pocałował moją dłoń utrzymując ze mną kontakt wzrokowy, a gdy jego ciepłe wargi odsunęły się od mojej ręki pozostawiając chłód, odszedł w kierunku swojego domu. Uśmiech sięgał mi od ucha do ucha i tanecznym krokiem wróciłam do domu. Gdy byłam schowana w czterech ścianach skakałam w miejscu z podekscytowania. Mam nadzieje, że to będzie TEN.

   - Kochanie, wszystko w porządku? - Spojrzał podejrzliwie na mnie tata gdy cieszyłam się i skakałam jak wariatka w miejscu. Podeszłam i chwyciłam go za ręce obracając się z nim.

   - Tato, wszystko jest w porządku, i to jak najlepszym! - Pocałowałam go w policzek i zaczęłam tanecznym krokiem iść do pokoju. 

 Zimna kąpiel nieco mnie ostudziła ale wciąż cudownie się czułam. Jeżeli tak się czuje człowiek gdy czuję większe uczucia do drugiej osoby to chcę być w tym stanie już zawsze. Wchodząc do pokoju poczułam przez uchylone okno zapach zbliżającej się burzy, każdy zna ten zapach. Dreszcze przeszły przez moje ciało, założyłam na koszulkę bluzę bo w planach mam jeszcze udać się na dach by zapalić. Oczywiście nogi pozostają odsłonięte ale wzięłam sobie kocyk by je przykryć. Już się układałam na dachu gdy zwróciłam uwagę na leżącą rzecz na dachy. Wyciągnęłam rękę i dotknęłam miękką strukturę. Trzymałam w ręce bukiet, z dzikich kwiatów i roślin. A w samym centrum bukietu, była piękna lawenda.

Liste NereOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz