Rozdział 5

122 13 5
                                    

Wybaczcie mi te duże odstępy, ale ilekroć je skracam, wattpad je znowu wydłuża XD


HARPER


Waszyngton. Miasto pełne biznesmenów, policji i tajnych agentów na ulicach. Już na lotnisku staramy się nie wyróżniać. Nie interesują mnie jednak ludzie, którzy nas mijają. Nikt nas tu nie rozpozna. Bardziej martwię się kamerami, które dostrzegam na każdym kroku. Wszyscy są prześwietlani i dokładnie sprawdzani. Dziwię się, jak ludzie mogą się czuć bezpiecznie, skoro agenci wiedzą o nich wszystko? Jakby czytali ich biografię pisaną na bieżąco.


Rhys został w samolocie do czasu, aż nie dojedziemy na miejsce. On w szczególności nie może się narazić. Jeśli wpadnie, my też. Nadal uważam, że ten plan jest zbyt ryzykowny, ale co ja mam do gadania? Mam tylko nadzieję, że ona jest tego warta.


Do Białego Domu dojeżdżamy wieczorem. Zostajemy dokładnie sprawdzeni, ochrona zadaje kilka pytań, a potem przepuszcza nas przez bramy. W towarzystwie Elli Horne przekraczamy próg rezydencji prezydenta.


– Spadliście nam z nieba – mówi, prowadząc nas przez korytarz.


Bawi mnie, że pomimo niskiego wzrostu i krótkich nóżek, idzie jak podczas maratonu.


– Muszę przyznać, że wasza organizacja wywarła na nas ogromne wrażenie.


Kiwam głową i delikatnie się uśmiecham, kiedy rzuca nam krótkie spojrzenie.


O czym ona mówi?"


Zerkam na Carlosa.


Alfa stworzył organizację zajmującą się ochroną ważnych osób, co zabawne, wcale nie jest fejkowa. Należy do niej wiele osób, którzy serio chronią biznesmenów i wielu ważnych ludzi, a my od długiego jesteśmy jej członkami."


Czasem przeraża mnie to, że alfa robi tak wiele za naszymi plecami."


Zgadzam się z nim, ale przywykłam do tego już dawno. O wielu rzeczach nie wiem, co jednak mi nie przeszkadza. Alfa zawsze miło mnie zaskakuje i jestem dumna, że służę właśnie jemu.


– Prezydent chce zamienić z wami kilka zdań – informuje, a dwóch ochroniarzy otwiera nam drzwi.


Wchodzimy do dużego, jasnego pomieszczenia w kształcie półokręgu. Na tle wielkich okien stoi biurko zagracone stertą papierów i teczek. W centrum, na czarnym fotelu, siedzi sam Ulises Jordan. Wygląda... normalnie. W głowie jednak zapala mi się czerwona lampka. Alfa ma pewne podejrzenia co do niego, więc powinnam uważać na swoje słowa i wyłapać każdą zmianę w zachowaniu Jordana.


– Dziękuję Horne, poczekasz za drzwiami?


– Oczywiście. – Pracownica kiwa głową i po chwili zostajemy sami.


Ulises wstaje, obchodzi stół, po czym podaje nam dłoń. Ściskam ją dość długo, lecz nie na tyle, by poczuł się zdezorientowany. Carlos również się z nim wita, lecz krócej trzyma dłoń mężczyzny.

Srebrna KrewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz