Hej! Jeszcze raz chciałabym Wam podziękować za czas poświęcony na czytanie tego opowiadania. Nic tak nie motywuje do dalszej pracy (na dodatek w miarę regularnej) jak świadomość, że jej rezultat spotyka się z zainteresowaniem!
Poza tym, muszę Wam jeszcze powiedzieć, że ze względu na fakt, iż nie chciałam, żebyście jeszcze raz czytali to, z czym mieliście już do czynienia przy okazji historii Olivera ("Ja też mam Marzenia!"), pozwoliłam sobie nieco pominąć. Aby lepiej Was wprowadzić w opisaną poniżej sytuację, muszę tylko zaznaczyć, że obecnie przedstawiona jest chwila, w której Oliver już znajduje się w królestwie Anebeta. Całkiem niedawno przebył chorobę - już nie przebywa w lecznicy. Jim - bez zmian; mieszka w lecznicy i pracuje, a poza tym, lepiej się już odnajduje w tym miejscu!
Miłego czytania!
- - - - - - - -Jim popatrzył w stronę pałacu. Obdarzył ten wzniosły i potężny budynek przeciągłym spojrzeniem. Miał wrażenie, że wiele się zmieniło. Wprawdzie pogoda była właściwie taka sama... Miejsce również pozostawało bez zmian, ale... ale widział już tak wielu ludzi... A teraz, pojawił się również ten niewolnik, który miał wszystko zmienić. Oliver był inny. Był rycerzem. Człowiekiem, któremu wolność została przeznaczona. Kimś o wojowniczej naturze, w kim młody medyk czasem (a nawet dość często) dostrzegał swe własne przeciwieństwo. On sam był na swój sposób pogodzony z losem. Udało mu się odnaleźć miejsce, w którym mógł bez przeszkód pomagać innym, a Oliver... Oliver tu po prostu nie pasował i nic nie wskazywało na to, że cokolwiek miałoby ten fakt zmienić.
Między tymi dwoma niewolnikami wkrótce nawiązało się jakieś dziwaczne nieporozumienie. Nietrudno było złapać ich dwóch, gdy się sprzeczali lub wymieniali dość nieprzychylnymi spojrzeniami. Działo się to niemalże za każdym razem, gdy mieli ze sobą do czynienia. Sytuacja zdawała się zmienić po tym, jak Oliver zachorował - napięta atmosfera nieco zelżała, a obaj niewolnicy odnaleźli pewną nić porozumienia. Szybko jednak raczej o niej zapomnieli i powrócili do swych drobnych słownych potyczek.
Tego dnia, podobnie jak po innych rozmowach z niewolnikiem władcy, Jim siedział na ławce w ogrodzie i wyglądał na dość niezadowolonego. Nie był nieszczęśliwy z powodu przebiegu kłótni lub też jej zakończenia. Wygrał, jako że udawało mu się odnosić sukces w większości podobnych, werbalnych starć. Dobrego humoru pozbawiał go fakt nieporozumienia, sam w sobie. Trochę obwiniał się za te burzliwe relacje. Pracował w lecznicy. Jego zadaniem było ratowanie ludzkich istnień, a jednak, nie mógł się dobrze dogadać z kimś takim jak Oliver. Gdyby lepiej układało się między nimi, byłoby łatwiej. Lecz Jim, mimo wszystko, nie zamierzał wyjść z otwartymi ramionami i przeprosić. Owszem, przyjąłby słowa skruchy, ale sam ich nie zamierzał przedstawiać. Aż do tego się nie posunie. To nie była kwestia życia i śmierci, a jemu nie zależało tak mocno, żeby tracić głowę w tym całym zamieszaniu.
Słońce już powoli zachodziło. Dzień pracy skończył się niedawno - dla nielicznych wciąż jeszcze trwał. W ogrodzie panował teraz dość duży ruch. Sporo osób, w tym naprawdę wielu niewolników, pracujących w pałacu, wstąpiło tu, aby się zrelaksować. Jim, nie odstając zbytnio od pozostałych, odprężył się na jednej z drewnianych ławek stojących przy usypanych alejkach i cieszył się ciepłymi promieniami słońca, chylącemu się ku linii horyzontu. Chłopak nie podejrzewał, że lekarz postanowi dołączyć do niego w tym miejscu. Jak spod lekko przymrużonych dostrzegł zbliżającego się mężczyznę, na jego twarzy zagościł przyjazny uśmiech. Usiadł w sposób, który przybyły określiłby mianem "bardziej normalnego", robiąc tym samym wystarczająco dużo miejsca, by medyk mógł swobodnie się obok niego usadowić.
- Ładny mamy dzień - powiedział dorosły, obdarzając rosnącą wokół roślinność wdzięcznym spojrzeniem.
- Trudno wskazać tu jakąś nieładną dobę - stwierdził Jim, nie bez zadowolenia. - Aż mnie dziwi, jak niektórzy mogą nie doceniać tego cudownego miejsca.
CZYTASZ
Poza zasięgiem zasad
AventuraMłody chłopak o imieniu Jim, którego celem jest pomoc poszkodowanym, staje w obliczu zagrożenia od strony wrogich państw. Nie pojmuje powodu prowadzenia wojen. Nie może zrozumieć, dlaczego wciąż dochodzi do tak licznych starć. Mimo to los chciał, ab...