Epilog

8 2 2
                                    

Na wstępie, muszę Wam jeszcze jeden raz powiedzieć, jak bardzo się cieszę, że jesteście aż tutaj! Bardzo miło mi się pisało, wiedząc, że jest ktoś, kto będzie to później czytał. Dziś mogę oficjalnie powiedzieć, że skończyłam to opowiadanie! Daliście mi pewną motywację i na szczęście udało mi się nie porzucić tej historii, która w pewnych momentach mogła zapewne potoczyć się trochę inaczej, ale najgorsza też nie jest. Dziękuję tym, którzy przyszli tu po poprzednim opowiadaniu, poznawszy losy Olivera. Dziękuję również osobom, którym ten temat był kompletnie obcy (i zachęcam, mimo wszystko, do zerknięcia na "Ja też mam marzenia!"). Mam szczerą nadzieję, że to opowiadanie spotkało się z Waszym uznaniem! Dziękuję Wam za wsparcie! Dziękuję, że jesteście!

A co dalej? Szczerze mówiąc, chyba na moment nie będę niczego wstawiać. Zamykam właśnie pewien epizod. Mam kilka opowiadań, które sobie piszę, ale chciałabym, żeby było to "coś większego" - bardziej rozbudowanego pod względem różnorodności i wyszukania - i myślę, że dam sobie nieco czasu. Pewnie wstawię coś, gdy będę mieć już w zanadrzu kilka części, choć wolę nie podawać daty. Pojawi się w przyszłości, bliżej nieokreślonej.

Poza tym, jeśli chcecie, możecie do mnie, rzecz jasna, pisać. Staram się odpowiadać na Wasze komentarze i sprawdzać wiadomości prywatne.

Myślę, że to tyle. Po raz ostatni zapraszam Was do przeczytania kawałka "Poza zasięgiem zasad". Miłego dnia! <3

- - - - - - - -

     W głównej części lecznicy rozległ się jakiś hałas. Obudziło to Jima. Chłopak, nie wiedząc, co się dzieje, usiadł na łóżku. W pokoju było ciemno, za oknem nie dało się dostrzec niczego poza nieprzeniknionym mrokiem i paroma gałęziami, obecnie sprawiającymi wrażenie zupełnie czarnych, które lekko kołysały się na wietrze.

     Młody medyk zerknął na znajdującego na drugim łóżku mężczyznę. Tamten wciąż spał.Nie chcąc go budzić, Jim po cichu wstał z posłania i wyszedł z pomieszczenia. Dostrzegł jakiś ruch, mniej więcej w środku sali.

     O tej porze pochodnie się już nie paliły. Nie było światła.
Jim zmrużył oczy. Podszedł nieco bliżej. Owa osoba go dostrzegła, bowiem gwałtownie drgnęła.


     Chłopak zauważył mignięcie światełka, któro szybko zgasło, przytłumione płaszczem. To był metal. Musiał być metal. A nikt by nie chował niczego z wyjątkiem...
Jim nabrał nowej ostrożności. Broń. Ten człowiek miał przy sobie jakieś ostrze.

     - Co się tu dzieje? - Zapytał cicho Jim, zbliżając się jeszcze o parę kroków, lecz jednocześnie zachowując dość bezpieczną odległość.

     Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że zeszłego dnia też coś się działo w tym miejscu. Wcześniej to nie było tak znaczące. Zaledwie prześledził to miejsce wzrokiem. Powinien był się bardziej przyjrzeć. Przyjrzeć i posłuchać. Było to bowiem to samo miejsce, w którym wczoraj słyszał strzępek dziwnej rozmowy.

     Do jego uszu dobiegł jakiś komunikat. Ktoś coś do kogoś szeptał. Było to jednak zbytnio zniekształcone, zbyt ciche, aby mógł on rozpoznać poszczególne słowa.

     - Nie. To też jest niewolnik, ty kołku - mruknął ktoś w końcu, tym razem w końcu podnosząc głos na tyle, iż Jim to dokładnie usłyszał.

     Po tej wypowiedzi dało się słyszeć odgłos chowania broni do pochwy. Czymkolwiek było ostrze (Jim przypuszczał, iż to zwykły sztylet lub nóż) znalazło się już na miejscu.To niewolnicy. Obaj. Sami mu to właśnie powiedzieli.

     - Co się dzieje? - Jim ponowił pytanie.

     - Chcemy zrobić to, co konieczne - oświadczył jeden z mężczyzn. Był to ten zdrowy. Czemu tu był? Nie wyszedł za dnia? Wkradł się tu nocą? Nikt nie zobaczył jego nieobecności?

Poza zasięgiem zasadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz