28. Kochanka

61 5 2
                                    

Miłego czytania!

A to cwaniak... Przyjechał do Vaugirard i nic mi nie powiedział. Nie zadzwonił, nie napisał, nie dał żadnego znaku. Ciekawe jaki był tego powód? Kiedy usłyszałam od Dalii, że William tutaj jest, poczułam silny uścisk w sercu. Jego wyprowadzka była dla naszej dwójki czymś ciężkim, czymś z czym musieliśmy sobie jakoś poradzić. A teraz on, po miesiącu rozłąki wraca do miasta i nie informuje mnie o tym. Może wcale nie chciał się ze mną spotkać? Ale czemu, przecież codziennie mi pisze, że tęskni, że nie może doczekać się kiedy tylko mnie przytuli, bo przeze mnie się od tego uzależnił... Nic się ze sobą nie wiązało i pewnie nic z moich przemyśleń nie było trafne, jak zwykle coś sobie ubzdurałam i się tym zadręczam.

Pomimo, że miałam moich przyjaciół blisko siebie, wszyscy mnie wspierali i nie pozwalali choćby na chwilę pomyśleć w zły sposób o przyszłości, ja powoli nie dawałam sobie rady. Myśl o tym, że mogę stracić Williama, zgniatała mnie, jak wielka dłoń papierową kartkę. Odpowiedzialność za utrzymanie relacji, ciążyła na mnie- tak właśnie sobie wmawiałam, bo uważałam to za łatwiejsze.

A to wszystko dlatego, że ja naprawdę... Pokochałam Williama.

Miłość zaślepiła mnie na tyle, że pomimo odpowiedzialności, jaką na siebie narzuciłam, nie czułam się winna, a wręcz przeciwnie. To jego winiłam najbardziej... Chociaż wcale nie powinnam.

Po wyjściu z pokoju Victora, udałam się do swojego. Musiałam odnaleźć moją komórkę- jednak patrząc na bałagan, który zostawiłam dziś rano, może być ciężko- i napisać do Williama. Szafa- nic, szuflady w biurku i komodzie- nic, na i pod łóżkiem- wciąż nic. Zdenerwowanie osiągnęło wyższy level, więc kopnęłam stertę ubrań, która leżała na podłodze i opadłam swobodnie na łóżko. Już chciałam się poddać, kiedy usłyszałam ciche wibracje. Szybko się poderwałam i odwróciłam w stronę okna- bingo. Telefon leżał na parapecie, mimo, że wcześniej go tam nie było. Okno było otwarte- i kolejne bingo! To ten niereformowalny łobuz.

Chwyciłam komórek w dłoń i zamknęłam okno, ponownie zasłaniając je roletą. Nim jednak zdążyłam odebrać połączenie, numer nieznany, rozłączył się. Niech to szlag! Weszłam w wiadomości, a moje ciśnienie wzrosło ponad skalę.

Od: nieznany: oh, kwiatuszku... Uwielbiam twoje roztargnienie. Jak mogłaś zapomnieć, gdzie położyłaś swój telefon?...

Ja nawet nie wiem, jak powinnam to skomentować i czy w ogóle powinnam. Przecież nie mogę ulec jego prowokacjom i cholernie popieprzonym gierkom, w które ze mną pogrywał. O ile już tego nie zrobiłam, patrząc na to, że nie poszłam nigdzie tego zgłosić, z obawy, że mógłby posunąć się i krok dalej i zrobić krzywdę moim bliskim. Tego bym sobie nie wybaczyła...

Do: William: Hej! Gdzie jesteś? Masz chwilę? Chciałabym pogadać

Nie czekając nawet na odpowiedź, szybko zbiegłam na dół, gdzie ubrałam moje białe tenisówki i nie mówiąc nikomu: gdzie, z kim, po co i na ile idę, wyszłam przed dom. W sumie... Sama nie wiem gdzie się wybieram... Albo już wiem?

Od: William: Kwiatuszku, właśnie wchodzę na spotkanie odnośnie zajęć. Napiszę wieczorem. Jeśli nie będziesz spać, oczywiście ;)

Kłamca... Kolejny raz mnie okłamał. I kolejny raz moje zaufanie do niego zmalało. Chociaż, kogo ja chcę oszukać- pomimo, że mnie okłamuje ja i tak nie zmienię o nim zdania. W moich oczach jest dalej Williamem, którego pokochałam.

Postanowiłam pociągnąć, te konwersację. Wiedziałam, że nie ma żadnego spotkania, bo tak szybko nie dojechałby stąd do siebie, więc wciąż był w Vaugirard. Musiałam znaleźć trop, jakąś małą wskazówkę, gdzie go znajdę...

Pochłonięta przez słowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz