24. Roberto i Valentino

60 5 2
                                    

Miłego czytania!

Moje ciało oblały zimne poty. Ktoś ewidentnie był tutaj, ktoś był blisko mnie, ktoś mnie dotykał. Delikatnie, subtelnie, przyjemnie, a jednak w sposób, który mnie obudził.

Otworzyłam powoli oczy, ale zaraz z powrotem je zamknęłam. To było przerażające i każdej nocy męczyło mnie coraz bardziej. Miałam już tego dość, chciałam żeby to w końcu się skończyło.

Chciałam, żeby ona zniknęła...

Lilly... Ona znowu tutaj była. Siedziała przy mojej głowie i z uśmiechem wymalowanym na jej drobnej bladej buzi, bawiła się moimi włosami. Przeczesywała je palcami i próbowała tworzyć fryzury, które robiłam jej ja, kiedy razem byłyśmy tam...

- Wstałaś już, na reszcie- usłyszałam jej delikatny, dziecięcy głos. Pomimo przerażenia, jakiego w sobie kryłam uśmiechnęłam się mrugając oczami. Musiałam wyostrzyć wzrok, ale po chwili tego pożałowałam...

Znowu tutaj byłam... Znowu leżałam w tym samym miejscu, w szpitalu...

Chciałam krzyczeć, płakać złościć się, ale nie mogłam... Nie mogłam pokazać jej, jak bardzo cierpię. Przez nią...

Od jakiegoś czasu przychodzi do mnie, cały czas pojawia się wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewam. Tak, jakby nie chciała dać o sobie zapomnieć... Ale ja chciałam, musiałam, nie mogłam o niej pamiętać.

Ona mnie zabija. Każdego dnia, każdej nocy,  w każdej możliwej chwili, coraz bardziej...

A kiedy dowiedziałam się, że była młodszą siostrą Williama... Jest jeszcze gorzej. Teraz nie tylko przypomina o sobie i o tym co się wtedy stało, ale daje jasno do zrozumienia, że jeden zły ruch, jedna zła decyzja w stosunku do Williama, a ja będę skończona. W każdym znaczeniu tego słowa...

Teraz...teraz musiałam grać twardą.

- Lilly? Coś się stało? Czemu...- nie mogłam dokończyć, blondynka położyła mi na ustach paluszek i uciszyła. Zmrużyłam oczy, obawiając się co się zaraz wydarzy.

- Musisz wstać i pójść ze mną, pokaże ci coś. To ważne...- dziewczynka zeskoczyła z łóżka i założyła swoje różowe tenisówki, które mama kupiła jej specjalnie na tamten dzień... Powoli się podniosłam i również ubrałam buty, po czym spojrzałam na Lilly, która stała już przy drzwiach i czekała, aż się pospiesze.

Lilly patrzyła na mnie, ale na jej twarzy nie było już uśmiechu, który ciągle jej towarzyszył, przez co znowu zaczęłam się niepokoić. Ostatnim razem, gdy do mnie przyszła, dach zawalił mi się na głowę, co stanie się tym razem?

Podeszłam do drzwi, których klamkę nacisnęła blondynka, uchyliła je, a mnie wryło w ziemię... Zaczęłam nerwowo przebierać nogami, oddech przyspieszył, a gęsia skórka pokryła całe ciało. To się nie dzieje...

- Lilly, co tam jest? Co to za miejsce?- zapytałam przenosząc wzrok na dziewczynkę, która stała i przyglądała mi się dogłębnie.

- Wejdź- nie miałam wyjścia. Po drugiej stronie drzwi szpitalnych, wcale nie było korytarza. Nie było innej sali, czy chociażby kawałka pomieszczenia, które by ten szpital przypominało. Było mieszkanie. Bardzo eleganckie, czyste, pięknie wystrojone mieszkanie.

Nabrałam powietrza i na trzęsących się nogach przekroczyłam próg, a za mną Lilly. Odwróciłam się do niej i chciałam się odezwać. Miałam w głowie tyle pytań, chciałam zadać chociaż jedno z nich, ale nie... Lilly wyprzedziła mnie.

Pochłonięta przez słowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz