10. Koszmar

85 3 9
                                    

Miłego czytania!

- Aurora...

- Nie William, ja wiem, że to brzmi fatalnie, ale...- oczywiście nie dane mi było dokończyć bo chłopak znowu otworzył swoją gębę.

- Daj mi szansę... proszę- Will popatrzył na mnie dosyć błagalnym wzrokiem. Co za chora sytuacja.

- A ty? Dasz mi czas? Muszę się zastanowić

Cisza...

Will zaśmiał się i nie odpowiadając położył rękę na moich plecach kierując nas w stronę bramy. Moja mina mówiła: Ty dupku, puszczaj mnie, jednak chłopak postanowił grać twardego i nie zrezygnował  z takiego ułożenia.

- Odprowadzę Cię

Pójdę sama

- Niech Ci będzie- zaraziłam się od niego.

Szliśmy w ciszy. Dosyć przyjemnej ciszy. Nie przeszkadzała mi, a wręcz przeciwnie. Podjęłam decyzję...

Podziękowałam chłopakowi, a przekraczając próg domu chwyciłam za telefon i zadzwoniłam do Very.
Opowiedziałam jej prawie wszystko. Z naciskiem na prawie.

Dziewczyna poprawiła mi humor, bo mimo tego wszystkiego nie był w najlepszym stanie. Veronica zawsze wiedziała co zrobić, żebym się uśmiechnęła, to było niesamowite i byłam za nią ogromnie wdzięczna.

***

Ze snu wyrwało mnie głośne wycie. Wycie syreny alarmowej. Podniosłam się z łóżka i podbiegłam do drzwi, które po otworzeniu mało co nie zostały wyrwane. Tłum ludzi rzucił się do wyjścia.

Cholera co się dzieje.

Wszędzie pełno dymu, ludzie uciekają, co jest?!

Stałam jak wryta nie mogąc się ruszyć. Słyszałam tylko krzyki i tą cholerną syrenę, która nie przestawała wyć.

Czemu nie uciekałam? Nie wiem. Czy jestem nienormalna. Oczywiście kurwa, że tak!

Cofnęłam się do mojej sali i zamknęłam drzwi. Wskoczyłam na łóżko, do ręki chwyciłam pamiętnik i zaczęłam pisać wszystko co właśnie siedziało mi w głowie.

CAŁY SZPITAL EWAKUACJA! Te trzy słowa słyszałam nieustannie. Bałam się jak nigdy wcześniej. Co z moimi rodzicami? Co z Victorem?

Wiedziałam, że w każdej chwili może mnie zabraknąć, ale co oni wtedy zrobią? Nie chce, żeby cierpieli przeze mnie.

Nagle...

Panika... huk i... ciemność... nic nie widziałam, a jedyne co czułam to ogromny ciężar na całym ciele.

Największy jednak był na brzuchu.

Okropnie mnie bolało, a ja czułam rozlewającą się wokół mnie ciecz. Czy to była... krew?

Resztkami sił, które w sobie znalazłam zaczęłam się podnosić. Próbowałam zdjąć z siebie to coś, ale nie dałam rady. Odpadłam bezsilnie I odpuściłam.

Z każdą chwilą robiło się coraz duszniej i chyba powoli nie daje rady...

Czy ja... czy ja umieram? Powoli zaczęłam zamykać oczy i tracić oddech.

Pochłonięta przez słowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz