Miłego czytania!
Po tym jak obudziłam się w łóżku Williama, chciałam strzelić sobie w łeb. Niesamowite jest to, że jeszcze kilka tygodni temu nienawidziłam tego typa, a teraz zasypiam u niego w domu, w jego łóżku z nim obok.
Odszukałam swój telefon i ostrożnie, tak by nie obudzić chłopaka wygrzebałam się spod kołdry. Coś na co nie zwróciłam uwagi wczoraj to to, że w jego pokoju panował porządek i jeden wielki ład. Zupełnie inaczej niż u mnie.
- Bez śniadania nie opuścisz tej posesji- cholera, łapiąc za klamkę Will odezwał się, a ja mało co nie zeszłam na zawał.
Tak swoją drogą, co za głos...
- Skąd ja znam ten tekst- wymamrotałam pod nosem i na samo wspomnienie, kiedy to Maria mi tak mówiła uśmiechnęłam się i wyszłam z pokoju.
Usłyszałam, że w kuchni już ktoś jest, ale nie powstrzymało mnie to i mimo wszystko pospiesznie zeszłam na dół.
Ups...
- Omg! Czy ty... Aurora to jakiś żart!?- Dalia na widok mojej osoby wytrzeszczyła oczy i zaczęła mówić jakieś losowe słowa. Zupełnie jakby nie mogła się wysłowić.
- Nie nie kochana to zupełnie nie tak jak myślisz, po prostu...
- Jest dokładnie tak jak myślisz- dołączył do nas Will, który objął mnie ramieniem i dał buziaka w czubek głowy.- kochana- dodał po chwili.
Zabije go. Obiecuję.
- Aurora- dziewczyna zrobiła skwaszoną minę i powiedziała- tak strasznie Ci współczuję, uciekaj najszybciej jak tylko potrafisz- i weszła na schody.
Zaśmiałam się na jej słowa a chłopak, którego rękę właśnie zrzuciłam ze swojego ramienia, aż poczerwieniał ze złości. Tak, ten widok jeszcze bardziej mnie rozśmieszył.
- No to co dziś na śniadanie?- zapytałam, bo poczułam, że robi się pewnego rodzaju napięcie.
Bezczelny nic nie odpowiedział (przyzwyczaiłam się do tego) i ruszył w kierunku kuchni, a ja za nim.
No dobra może towarzystwo Wila na taką skalę wcale nie jest takie złe...
***
Mijały dni i tygodnie, a ja bardzo polubiłam Williama. Czas spędzony z nim był moim ulubionym momentem dnia. Bo w zasadzie to większość wolnego czasu spędzałam właśnie z nim.
Sytuacja w domu chyba się poprawiła, sama nie wiem. Od tamtego czasu bywałam w nim rzadko. Chciałam uniknąć jakiejkolwiek konfrontacji z rodzicami. I jak na razie nieźle mi to wychodziło.
Ale co tam będę się przejmować, dziś mam zamiar się świetnie bawić. Felix, przyjaciel Williama obchodzi swoje 18 urodziny i z tej okazji organizuje imprezę. Mimo, że nie lubię chłopaka to za namową moich przyjaciół i Wila zgodziłam się i przyjęłam zaproszenie. W końcu co złego może się stać...
Natomiast w tym momencie zaczęłam tego żałować. Czemu? A temu, że nie mam w co się ubrać. Zaraz ma być tutaj Will, a ja jestem w kropce.
Przecież on mnie zamorduje, miałam tyle czasu na to, a jak to ja, wzięłam się za to na ostatnią chwilę. No ale z drugiej strony to nie moja wina, taka już moja natura.
No i po mnie. Usłyszałam pukanie do drzwi, charakterystyczne tylko dla jednego człowieka, którym był właśnie on... William Roy. Przekroczył próg mojego pokoju z zawadiackim uśmiechem na twarzy i jak zwykle w świetnym ubraniu.
CZYTASZ
Pochłonięta przez słowa
Genç KurguSłowa... zupełnie nic warte. Powiesz jedno, ale zrobisz drugie, nie zważając na to czy ranisz tym ludzi. W końcu liczy się tylko twoje dobro... Wcale tak nie jest, ale życie jest zbyt skomplikowane by to zrozumieć. Czy w ich przypadku będzie inaczej...