13

48 12 23
                                    

Wstaliśmy wcześnie rano. W zasadzie nie wiem, o której wstała Małgosia bo gdy tylko otworzyłem oczy zobaczyłem Anioła nad listami. Szukała czegoś ciekawego, albo mniej ciekawego. Moja matka miała tak wiele tajemnic, teraz jej nudne życie wydawało mi się niezwykle ciekawe. Z drugiej strony było mi smutno, że całe życie cierpiała. Gdyby tylko wiedziała... Gdyby wiedziała w 1943  Anna nie żyje na pewno by została żoną Aleksego. Nie byłoby być może mnie i mojego rodzeństwa. Chociaż kto wie czyimi jesteśmy dziećmi ... a na pewno takie pytanie powinni zadać moi starsi bracia. Być może moja matka dożyłaby szczęśliwej starości u jego boku. Być może mieliby gromadkę szczęśliwych dzieci. Jednak to tylko domysły. Stek domysłów. Każdy by chciał wierzyć w szczęśliwe zakończenia jak w komediach romantycznych. Jednak najczęściej szczęśliwych zakończeń nigdy nie było. Wszystko kosztuje setki wyrzeczeń i poświęceń.

Wstałem po cichu i pocałowałem Małgosię w szyję, a następnie w usta. Była każdego dnia piękniejsza, jej twarz stawała się bardziej pełna, oczy jeszcze bardziej błyszczały. Przyszłe macierzyństwo dodawało jej uroku. Żałowałem tego co zrobiłem, jednak kiedy widziałem ją taką uśmiechniętą i ten malutki jeszcze brzuszek próbowałem się przekonać, że nie muszę się obwiniać. Ona nie miała mi przecież za złe, wiedziała na co się pisze. Nigdy jej do niczego nie zmuszałem.

Zobaczyłem, że dziewczyna podzieliła rzeczy na kupki. Na początku sam próbowałem odgadnąć jej tok myślenia, jednak o tej porze byłem słaby w takie gry. Potrzebowałem do rozbudzenia filiżanki dobrej kawy, a najlepiej całego czajnika, albo wiadra. Lekarz mi zabronił, ale jakie przyjemności mi zostały w tym życiu. Oprócz tych kilku chwil z Małgosią, które za chwile się pewnie skończą. 

- Czego szukałaś? – Usiadłem po turecku obok niej.

- Do czego jest ten przeklęty kluczyk. – Patrzyła na mnie. – Nic nie znalazłam, tylko kolejne miłosne wyznania. – Uśmiechnęła się.

- Jedziemy więc do tego lasu, nad tą wodę. – Poprawiłem jej włosy. – Mówią o tym miejscu Czarcia Polana, ciekawi cię od czego? - Dziewczyna pokiwała głową. 

Podjechaliśmy pod magiczny sosnowy las, szumiący jakby stworzenia nie z tego świata śpiewały swoje smutne pieśni. Trzymałem Małgosię za rękę i szliśmy w kierunku jeziora. Gałęzie, szyszki i inne przedmioty chrupały nam pod stopami. Kiedy szliśmy przez polanę wydawało mi się, że ktoś na nas patrzy. Może dlatego mówiono o niej „czarcia", uważano, że diabeł stąpa po piętach. Jednak nie chciałem być mięczakiem w oczach mojej ukochanej. Szliśmy jeszcze pięć minut i naszym oczom ukazało się malutkie jeziorko. Było tu naprawdę magicznie, można było ukryć się przed całym światem. Woda była nieskalana przez śmieci i jak nam się wydawało przez kąpiących się ludzi. Cudowne i tajemnicze miejsce skrywające dziesiątki miłosnych historii i tą najważniejszą.....

Nagle zobaczyliśmy postać, która widocznie coś wrzucała do wody. Pewnie to ona nas śledziła, a mi wydawało się, że to sam diabeł na nas patrzy. Zbliżaliśmy się do niej niebezpiecznie. Kogoś mi przypominała jednak nie byłem przekonany, że to on. Zachowywał się nazbyt spokojnie. On by nas już zabił, nawet samym wzrokiem. Groziłby znowu mojej ukochanej. Popatrzyłem w jej stronę. Trzymała mnie jak mała dziewczynka kurczowo za rękę. Jeszcze trochę, a zostawiłaby ślady na mojej pomarszczonej, żylastej dłoni. Widziałem przerażenie w jej oczach. Domyślałem się, że myślimy o tym samym. Myślimy o tej samej osobie. 

Popatrzyłem jeszcze raz w stronę pomostu. Nie widziałem już tej postaci. Moja wyobraźnia przeniosła mnie do jednego z tych letnich dni, kiedy to moja matka była tutaj z Aleksym. Widziałem ich spacerujących za rękę, ona w zwiewnej różowej sukience, on w szerokich spodniach. Mężczyzna proponował jej wspólne wejście na przycumowaną do brzegu łódeczkę, a ona śmiała się jak jakiś podlotek.

Tajemnica PopówkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz