18

43 11 63
                                    

Jak zwykle pochłaniałem stare listy, notatki i wszystko co zaprzątało mi moją głowę od ostatniego miesiąca. Wieczorem przybiegła do mnie moja sarenka. Weszła do domu bardzo cicho. Zakradła się na paluszkach do pokoju mojej matki. Zasłoniła moje oczy gotyckimi dłońmi. Delikatnie zacząłem gładzić jej skórę, jakbym chciał się upewnić czy to na pewno ona. Cudowny kwiatowy zapach unosił się w powietrzu. Po chwili zobaczyła zdjęcie Zbyszka, które zabrałem wczoraj szwagrowi. Szybko zabrała dłonie, aby chwycić przedmiot.

- Zbyszek - powiedziałem.

Dziewczyna usiadła na moich kolanach.

- Syn Aleksego i mojej matki. Dostałem wczoraj od szanownego szwagra - zaśmiałem się. - Jego grobu pilnują póki co oni, ale kto wie co będzie później.

- Takie rzeczy mnie wczoraj ominęły - szeptała.

- Nic straconego, kochana. - Rysowałem palcami jakieś szlaczki na jej plecach. - W każdej chwili możemy odwiedzić mojego kochanego brata. - Delikatnie zsunąłem koszulę z jej ramienia, nawijałem na palec ramiączko od biustonosza. - Wiesz, wczoraj wspominałem Romanowi o tym co mówiłaś o moich starszych braciach.

- Tak, Wiktor. - Była oczarowana nową pamiątką.

Poprawiła koszulę i zeszła z moich kolan. Próbowałem ją posadzić z powrotem, jednak tak łatwo się nie dała.

- Na trzeźwo to wszystko przemyślałam. - Patrzyła przez okno z założonymi rękoma. - Nie jestem i nie byłam na ciebie zła za twoją przeszłość. Nie byliśmy razem, a prawo przecież nie działa wstecz. - Uśmiech pojawił się na jej twarzy. - Proszę cię, żebyś nie wspominał mi niczego takiego. Romana rozumiem, ale ty ... ty zostaw to dla siebie. - Odwróciła się w moją stronę.

- Będzie według pani rozkazu. - Skłoniłem się.

Usiadła na tapczanie. Zobaczyła, że czegoś intensywnie szukałem w listach mojej matki. Rozłożyłem tam trzy lata jej życia. Te lata, kiedy mój ojciec mógł być na ćwiczeniach wojskowych. Wzięła papiery do ręki i zaczęła oglądać. Po chwili przywołała mnie ruchem ręki. Położyłem głowę na jej ramieniu i zaczęliśmy czytać głośno.

Dzień, kiedy pękło niebo.05.1957

Wierzyłem, że wreszcie nasza sytuacja się rozwiązała. To wszystko skłoniłoby Ciebie do podjęcia tej najważniejszej decyzji. Dlaczego dalej się wahasz Wołoszko* kochana?

Dlaczego los jest dla Nas tak niesprawiedliwy? Czy już zawsze będziemy przynosić niebieskie chabry na malutkie mogiły.

Może następne życie będzie należeć do nas ... Może, jeśli znów coś nas nie rozdzieli ...

A.

Popatrzyłem na moją ukochaną, miała łzy w oczach. Czy Celinka i Zbyszko byli ich jedynymi wspólnymi dziećmi, czy może był ktoś jeszcze? Może moja matka dawkowała nam informację, każdemu po kawałeczku. Razem ułożylibyśmy opowieść o nich. Życie bywało niesprawiedliwe, pełne cierpienia. Wiedzieliśmy o tym najlepiej. 

- Jak on ją kochał ... - Małgosia wytarła łzę, która spłynęła jej po policzku.

- Czemu wielkie miłości kończą się właśnie tak? - Czułem, że to pytanie retoryczne.

Śledziliśmy kolejne karty miłości mojej matki i Aleksego, ich cierpienie po stracie ukochanego synka. Poznaliśmy drugą stronę prawosławnego księdza. Kochającego ojca. Ciekawe czy tyle samo miłości miał do swoich ślubnych dzieci? Zastanawiałem się jak dotrzeć do jego rodziny, czy może oni coś wiedzą. Gdzieś przecież musiała być druga część tych listów, druga część miłosnej historii.

Tajemnica PopówkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz