Z Małgosią spędziłem wszystkie pory roku od upalnego lata po mroźną zimę. Uwielbiała huśtać się na huśtawce latem, a jej śmiech niczym śpiew słowików roznosił się po całej okolicy. Jesienią skakała przez kałuże chlapiąc na wszystkie strony i ciesząc się jak małe dziecko. Czasami zazdrościłem jej tych szczerych emocji. Zimą zjeżdżała na sankach, nie zważała na konsekwencje. Czasami doprowadzała mnie prawie do zawału hamując tuż przed zamarzniętym jeziorem. Wiosną lubiła biegać boso po zroszonej trawie, łapać pierwsze ciepłe promienie słońca.
Małgosia metr pięćdziesiąt pięć, burza loków i najpiękniejszy błękit toporeckiego nieba. Na jej nosie dwanaście piegów namalowanych przez jakiegoś wybitnego artystę. Gotyckie palce, które robiły najpyszniejsze pierogi, opiekowały się najmniejszymi stworzonkami i wreszcie, te które gładziły rano moją nieogoloną twarz.
Pamiętała o wszystkim: o datach imienin; o torcie, który miała upiec dla kogoś; o moich tabletach; zapominała jednak o sobie.
Miała trzy namiętności: wodę sodową, mordoklejki i mnie.
*Woda sodowa - myślę, że w jej żyłach płynęła zamiast krwi. Mogła wypić hektolitry tego napoju i ciągle było jej mało. Toporecka ambrozja.
*Mordoklejki - dzięki nim poznaliśmy się. Połączyły nas niczym wargi, kiedy włoży się ich za dużo do ust. Wypadły mi tego kwietniowego dnia, kiedy pomogła mi je zebrać pod wiejskim sklepem. Nasze wspólne życie toczyło się jak te cukierki w ten wiosenny dzień. Raz upadały pod nogi pięknej dziewczyny, a kiedy indziej rozjeżdżał je samochód i nic nie można było zrobić. Jedną z ulubionych zabaw Małgosi było wkładanie smakołyków do buzi i pytanie mnie ile. Nie musiałem dobrze odpowiedzieć. Moją nagrodą był jej śmiech. Cudowny śmiech Anioła. Słyszę go nawet teraz, kiedy piszę te słowa do Ciebie.
*Ja - cóż może połączyć dwójkę ludzi złamanych przez życie? Z różnicą wieku nie do przeskoczenia. Małgosia uwielbiała mnie w rozpinanej, niebieskiej koszuli, w której często chodziła rano po moim domu. Uwielbiała wycieczki moją Chmurką po naszej małej ojczyźnie. Uwielbiała spędzać ze mną wieczory, które dłużył nam się do rana. Słuchanie Budki Suflera na cały regulator i przekrzykiwanie Andrzejczaka, kiedy tylko zaczynał się wers "Emigrowałem z ramion twych nad ranem." Układanie puzzli 1000 elementów, szczególnie układanie nieba, kiedy próbowała włożyć element tam gdzie ja. Czytanie romansów mojej matki, razem testowaliśmy naszą intuicję, zapisywaliśmy sto teorii jak to się skończy. O nic się nie zakładaliśmy, nie musieliśmy, myśleliśmy podobnie. Uwielbiała koty, gdyby tylko mogła w moim domu zamieszkałoby całe stado bezdomniaków. Wreszcie nasze śledztwo, ale o nim już wiesz
Czterysta siedemdziesiąt dni.
Czterysta siedemdziesiąt jeden nocy.
Jedenaście tysięcy dwieście osiemdziesiąt godzin.Szczęścia.
Gdybym tylko mógł wszystkie siedem swoich żyć oddałbym jej. Niczego nie żałuję. Tamto wyjątkowo gorące lato 2015 powtarzałbym znowu i znowu, aż do znudzenia. Wpuszczał do swoich płuc jej kwiatowy zapach i nie wypuszczał jej ze swoich ramion. Na kartach tej książki jest na zawsze moja.
Wręczam ci tę książkę i mam nadzieję że sam ocenisz kim byłem dla twojej Mamy.
CZYTASZ
Tajemnica Popówki
Mystery / Thriller"Główni bohaterowie w pamiątkach po matce Wiktora znajdują tajemnicze zdjęcie. Okazuje się, że losy ich rodzinnej wsi są zupełnie inne niż te, które znali do tej pory. Ich najbliżsi nie są tymi samymi osobami, łączy ich prawosławny ksiądz Aleksy Kow...