29

25 7 0
                                    

Siedzieliśmy przy stole i w zasadzie wszystko stało w miejscu. Nie mieliśmy punktu zaczepienia, nie wiedzieliśmy gdzie mamy jechać, kogo pytać. Małgosia przeglądała coś w telefonie, wszystkie moje obawy znowu wróciły, jednak przecież nie mogła .... Po chwili chyba poczuła mój wzrok na swoich plechach. Jednak nie zraziła się, wiedziała że taki właśnie jestem. Musiała mnie takim przyjąć. Ta rozmowa na stypie dużo nam dała.

- Wiktor przeglądam sobie bardzo, bardzo, bardzo powoli archiwum. – Tłumaczyła śmiejąc się. – I znalazłam coś bardzo ciekawego. Jestem na stronie Czerwonego Krzyża. – Mówiła pokazując mi ekran telefonu. – Czytaj głośno.

25 lutego 1960 roku był widziany po raz ostatnio nasz ojciec Aleksy Kowalenko. Wyszedł z mojego domu w Toporkach jak mówił po chleb do pobliskiego sklepu. Ubrany był w ciemną kurtę „waciak", czarne spodnie i gumofilce, ojciec kuleje na prawą nogę. Aleksy Kowalenko ma około 180 cm, ciemnoblond włosy, niebieskie oczy, garbaty nos, znaków szczególnych nie ma. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie prosimy o kontakt:
zrozpaczone dzieci Władysław Kowalski i Regina Kowalska.

Zdębiałem czyli  wyszedł i nigdy już do niego nie wrócił. Być może wtedy zdarzyło się coś co zmieniło na zawsze życie księdza. Małgosia patrzyła na mnie wielkimi oczami ze znakiem zapytania. Wyobrażałem sobie jakieś dziwne scenariusze, może się utopił i jakieś rybak znalazł jego ciało (ale skąd wtedy jego zwłoki pod Popówką?), potem wyobrażałem sobie, że ktoś go napadł kiedy on próbował wejść do swojego dawnego domu bo przypomniał sobie o tym skarbie. Różne rzeczy kotłowały mi się głowie, jednak wiedziałem, że rozwiązanie nie może być takie oczywiste, przecież nigdy nie było.

- Władysław nie miał dzieci. – Szeptała Małgosia. – A może nasz wielebny coś wie, mówiłeś Wiktor ... - Popatrzyła na mnie.

- Tak trzeba będzie go odwiedzić, zdecydowanie. – Zaproponowałem.

Wyszliśmy z domu i w krótkim czasie znaleźliśmy się pod plebanią. Zacząłem kulturalnie pukać do drzwi. Otworzył nam zaspany ksiądz, patrzył na nas ze zdziwieniem. Gorzałka jeszcze nie wyparowała. Szybko pozapinał koszulę, poprawił pasek w spodniach i przeczesał to co jeszcze zostało mu na głowie. Robił to tak zgrabnie. Przetarł twarz, wytarł oczy chusteczką.

- Panie Wiktorze, Małgosiu. – Mówił. – Wejdźcie do środka, zapraszam.

Posadził nas w dużym pokoju za półokrągłym dębowym stołem. Gosposia, a w zasadzie pani, która tutaj dorabiała podała nam herbatę i ciastka z dziurką. Małgosia od razu wzięła się za ich odkręcanie. Patrzyłem na jej zgrabne palce i tajemniczy uśmiech.

- Pewnie sprowadza Was do mnie ten Aleksy. – Mówił ksiądz. – Szarlatan, toporecki Rasputin. – Uśmiechnął się pod nosem. – Ile osób chciało go zlikwidować tego nie można zliczyć, wiem, wiem, że mi nie wypada bo jestem księdzem. – Zatrzymał się. – Ale ja tego nie zrobiłem ....

- A co ksiądz wie o tym całym Aleksym ? – Przerwałem.

- Wiem dużo, a można powiedzieć, że niewiele.– Był tajemniczy. – To ja widziałem go żywego jako ostatni, można tak powiedzieć, był zimowy wieczór, ciemno już było ... szedłem akurat tą drogą do kościoła na zbiórkę ministrantów i lektorów. Wiedziałem dużo wtedy od rodziców o tym księdzu, w zasadzie już wtedy bardziej był osobą świecką niż duchowną, chociaż jak mi wiadomo nigdy sutanny nie porzucił ... Widziałem jak gdzieś szedł ubrany był po cywilnemu, słychać tylko było jak pod gumiakami skrzypi śnieg... Skłoniłem się, wiedziałem, że to Aleksy Kowalenko, ten wyglądał na przygnębionego, albo czymś zmęczonego, może tym całym życiem. Miał już wtedy prawie sześćdziesiąt lat... kiedyś to było ... wojny, ta nasza wojenka, te oszczerstwa ... To wszystko widać było na jego twarzy ... Każda zmarszczka ... każde wgłębienie miało swoje znaczenie .... Minął mnie i wtedy widziałem go po raz ostatni. Ostatnio jak się dowiedziałem o tym ciele księdza Kowalenki ... tam pod Popówką myślałem sobie czy mógłbym coś zrobić, żeby zmienić bieg historii ... Czy jakbym wtedy na przykład powiedział, że rodzice coś od niego potrzebują, albo żeby mnie podprowadził do kościoła ... ech czasu już nie cofnę ... dręczy mnie sumienie .... I to wszystko tak boli ...

Tajemnica PopówkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz