Rozdział 1. - Narcyza

333 40 272
                                    

Zerknęła na zegar wiszący nad biurkiem i miała wrażenie, że czas zaginał się w jakiś magiczny sposób i nie zdąży przed końcem swojej zmiany. Zacisnęła usta, wracając do pisania notatki dotyczącej nowej pozycji w archiwum. Kolejna skonfiskowana książka dotycząca magicznych rytuałów: głównie plecenia wianków z kwiatów, palenia kadzidełek i tworzenia kompozycji suszu kwiatowego do odganiania złych duchów. Napisana odręcznie, stara, prawdopodobnie przekazywana z pokolenia na pokolenie przez kobiety tamtej rodziny. Szkoda, że dziedziczka tego woluminu nie przekaże go już dalej, i to na niej skończy się ten proceder. Chociaż, może to i dobrze?

Potrząsnęła głową. To nie czas i miejsce na takie myślenie! Magia jest zakazana, a jej praktykowanie jest niezgodne z wszelakim prawem. Ta kobieta dostała to, na co zasłużyła: tak się kończy łamanie prawa, i kropka. Mimo to, patrzyła na piękne ryciny, rysunki kwiatów; informacje dotyczące ich hodowli, rozrostu i suszenia. Właściwości korzeni, kwiatów i liści. Wszystko pięknie rozpisane, z numerami przepisów, do których się stosuje te rośliny. Wiedza zakazana.

Robiła szybkie adnotacje na luźnych karteczkach. Wyszczególniała charakterystyczne strony z książki, przekładała specjalne zakładki wskazujące na dane zagadnienie, pisząc odręcznie na górze ich nazwę. Lubczyk. Bazylia. Złe duchy. Susze. Receptury. Napary. Odwary.

- Praca wre?

Aż podskoczyła nerwowo i niewiele brakło, a przewróciłaby tubkę z atramentem na stary wolumin.

- Nie zakradaj się tak - syknęła na drugiego archiwistę.

Bohdan. Nieco starszy od niej, z lekkim zarostem, krzaczastymi brwiami. Przeciętne rysy twarzy, nijakie brązowe oczy. Z jednej strony zadbany, z zaczesanymi włosami w modną w ostatnich latach fryzurę; z drugiej strony, jego ładnie wyprasowana i wykrochmalona koszula była zasługą jego matki, z którą nadal mieszkał.

- Pomyślałem, że no wiesz, niedługo kończymy naszą zmianę, i...

- Wybacz, ale nie mam czasu - odparła, wracając do zielnika. Zielnika? Księgi magii. 

- Dokąd to się tak spieszysz? 

- Do drugiej pracy - burknęła udzielając odpowiedzi takiej samej jak zawsze. Od dwóch lat mówiła mu to samo i nadal nie docierało do niego, że niektórym nie wystarcza jedna wypłata.

Skrobała kolejną notatkę ze streszczenia do archiwum, a Bohdan nadal nad nią stał, opierając się nonszalancko o biurko. Ignorowała go najskuteczniej, jak potrafiła, zakręcając jednocześnie tubkę z atramentem tak na wszelki wypadek. Nabój wiecznego pióra przed chwilą uzupełniła, więc nie będzie jej potrzebny przez najbliższą chwilę.

- Wiesz... - zaczął, i wiedziała. Wiedziała, co chce jej powiedzieć, ale nic nie powiedziała, kiedy zachwalał swoje mieszkanie, że jego mama to cudowna kobieta i chciałaby ją w końcu poznać. Uśmiechała się, potakując głową, ale zupełnie go nie słuchała.

Zalecał się od dwóch lat bez skutku. Nie mogła mu wprost powiedzieć, że ma już sobie iść i dać jej spokój. Delikatne sugestie, że nie jest zainteresowana, odbijały się jak groch, więc obrała taktykę ignorowania go do skutku. W końcu mama jej zawsze powtarzała, że musi być miła i dobrze wychowana, a takie osoby nie są opryskliwe wobec innych.

- Wiesz, że dobrze zarabiam - odparł zaraz, sięgając do jej dłoni i cofnęła rękę, starając się ukryć swoje nerwy.

Czasami się go bała. Bywali sami w archiwum w piwnicach gmachu, i zawsze czuła lekką obawę, gdy przychodził na te swoje zaloty, i choć nigdy nie dała się złapać za rękę, nigdy nie pozwoliła zaczesać sobie kosmyka za ucho ani nie piła zaoferowanej kawy, nie odpuszczał. Choć z drugiej strony, to był Bohdan. Taka duża sierota co w życiu bez mamusi nie da sobie rady i wymaga całodobowej opieki kogoś dorosłego.

Antykwariat Dusz || Zegar Końca Świata, tom 1.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz