Z rozczuleniem kołysała w ramionach malutką, trzytygodniową Zdzisławę. Maleństwo należało do tych dzieci, które bezustannie domagało się kontaktu z drugim człowiekiem, chciało być noszone, kołysane i kochane. Dlatego siedziała z nią w zakupionym przez Gniewomira fotelu bujanym i kołysała się, a Józefina w porannych godzinach odsypiała nieprzespaną noc. Narcyza mogła jej zaoferować góra trzy godziny, za które i tak była wdzięczna.
Pani mama Gniewomira, Franciszka, zamieszkała w ich małym mieszkanku jeszcze przed porodem, starając się odciążyć Józefinę w codziennych obowiązkach. To ona chodziła na zakupy, to ona gotowała, to ona zajmowała się domem, byleby Józia miała lżej. Pod tym kątem Franciszka nie była teściową z tych żarcików, które opowiadały sobie kobiety z licytacją, która miała gorzej. Wręcz przeciwnie, była przekochana i troskliwa, dbając nie tylko o samą Józię, ale i o Narcyzę przy okazji. Bo uznała ją za członkinię tej rodziny - może nie krwi, może nie w pochodzenia, ale dostrzegała jak bliska i zażyła jest jej relacja z Józią.
Dlatego starsza kobieta krzątała się po małym mieszkanku Józefiny, przygotowując śniadanie dla odsypiającej ciężką noc młodej matki. Narcyza, co tu dużo mówić, ulegała presji maleństwa, i z przytulonym pod szyją zawiniątkiem, też przysypiała. I gdy wybijała godzina dziewiąta, pani mama Franciszka stawiała na stole śniadanie dla Narcyzy, przejmowała od niej maleństwo, siadała w fotelu i bujała się z nim, podczas gdy Narcyza jadła, popijała kawą, a potem dziękując mamie Gniewomira, wychodziła do antykwariatu.
Włożyła płaszcz, buty, owijała się szczelnie szalem, ubierała czapkę i człapała na śliskim chodniku. Środek zimy. Olbrzymie zaspy śniegu, siarczysty mróz zdobiący szyby, który kąsał mimo ciepłego ubioru. Para aż buchała z konnego powozu, który ją minął, i w końcu dotarła do swojego antykwariatu. Rozpaliła w piecyku, otworzyła drzwi, by ciepło starej kozy rozlało się po wnętrzu, by finalnie przekręcić klucz oraz kartkę na „otwarte".
Przez chwilę stała przy drzwiach, spoglądając na przechodniów, by uśmiechnąć się do siebie pokrzepiająco. Minęły trzy miesiące, życie płynie dalej, nie może żyć wspomnieniami.
Zaczesała kosmyk włosów za ucho, by odwrócić się do swojego małego królestwa z głośnym westchnieniem. W sumie wyszło jej na dobre to wszystko. Zauważyła znaczną poprawę samopoczucia, wysypiała się, lepiej jadła i w końcu wróciła do tego, co lubiła - do gotowania. Nie była wybitnie uzdolniona, ale jeszcze się nie otruła, i te drobne lekcje, których jej udzielił, dużo wniosły.
Dzwoneczek przy drzwiach obwieszczał przybycie kolejnych klientów, którzy kupowali książki. Krążyła po swoim królestwie, rozmawiając z nimi, oferując swoją pomoc twarzom, które widziała pierwszy raz w życiu. Jej sklepik zyskiwał na popularności przez ostatni czas, i dochody wzrosły. A wszystko dzięki temu, że... zerknęła pod ladę, by poczuć, jak jej serce szaleje.
Gdy ruch się rozluźnił, gdy ludzie ruszali do domów po pracy, albo gdy dotarli do swoich miejsc, gdziekolwiek by one nie były, usiadła na małym krzesełku za ladą i sięgnęła po starą, poskładaną gazetę. Położyła ją na blacie i otworzyła na stronie z reklamą; reklamą jej antykwariatu. Ostatni gest Anu wobec niej. Ostatnie... Pogładziła papier, przymykając oczy. Ostatnia forma przeprosin? Wykupił jej reklamę do gazety na kolejne pół roku, i dzięki temu, jej mała piwniczka stała się popularna. Mogła ją trochę wyremontować, odmalować, zmienić oświetlenie czy poprawić ten cholerny odpływ. Nawet, w przypływie kaprysu i szaleństwa, kupiła sobie radio.
Małe, drewniane urządzenie z dostrojoną falą grało prawie cały dzień na jej zapleczu. Przyciszony jazz albo swing, czasami coś z opery klasycznej, wiadomości z różnych stron świata. Przestała się czuć więźniem swojego życia, a zaczęła żyć. Zaczęła wychodzić samotnie do restauracji. Może to nie była Olimpia, w której jedna kolacja to czasami był miesięczny dochód antykwariatu, ale częściej zajadała się rogalikiem maślanym i popijała kawą, siedząc na ławeczce i czytając gazetę. Jej szafę wypełniły kreacje ze świata mody, stać ją było na fryzjera czy całą gamę kosmetyków. Ale czerwona szminka niezmiennie królowała w jej życiu.
CZYTASZ
Antykwariat Dusz || Zegar Końca Świata, tom 1.
RomanceTom 1. Narcyza. Samotna panna mierząca się każdego dnia z bezlitosną maszyną biurokracji, która przypomina jej, że jest nieślubnym dzieckiem, Grzechem Matki. Napiętnowana Kwiatowym Imieniem, każdego dnia musi stawiać czoła pogardliwym spojrzeniom i...