Rozdział 3. - Zaproszenie

213 30 225
                                    


Kiedy wysiadała na swoim przystanku, widziała siedzącego na ławeczce Zachariasza. W eleganckim, ale biednym garniturze, z papierosem w dłoni, z odchyloną głową. Na pewno nie spał, ale w pewnym sensie odpoczywał. Słysząc stukot jej bucików, uśmiechnął się zaraz, przykładając papierosa do ust. 

- Dobry wieczór - powiedział gdy jeszcze była daleko, a potem wstawał i od razu nadstawiając ramię; objęła go i uśmiechnęła się szerzej. Zwróciła uwagę, że nie zabrał jej ciężkiej torby z zakupami. Dlaczego zwróciła na to uwagę?

- Dobry wieczór. Długi dzień? - zagadnęła od niechcenia z bijącym sercem, gdy schodzili po schodach z platformy i zmierzali w stronę domu.

Ciasna zabudowa starych kamienic wokół małych ryneczków na obrzeżach miasta. Obrzeża. Slumsy. Zwał, jak zwał. Stąd tramwaje dalej prowadziły tylko do kopalni poza miastem albo starych hut i fabryk. Tutaj powietrze cuchnęło gorącym żelazem, paliwem, i nawet w słoneczny dzień niebo nie było czyste. Wieczna, brudna mgła wgryzająca się w mury budynków, w kostkę brukową, a nawet ubrania czy w samych ludzi. Bo ludzie tutaj byli zmarnowani, zaduszeni wiecznym przepracowaniem i brakiem perspektyw. Większość nie miała szans na edukację, by mieć jakiekolwiek szanse na zmianę tej sytuacji. Wszyscy tylko ciężko harowali. Nawet kobiety pracowały w fabrykach na maszynach albo w wytwórni papieru czy butów, mając małe dzieci zawinięte w chusty.

Dobrochna, dzięki ciężkiej pracy Narcyzy, mogła być w domu i mogła zajmować się mężem, a jej dzieci, zamiast pracować w kopalni w małych tunelach, chodziły do szkółki w lokalnej kaplicy, w której uczono ich pisać, czytać i liczyć.

Zachariasz nim odpowiedział, westchnął ciężko.

- Mieliśmy wypadek w fabryce - powiedział cicho, ściągając brwi w paskudnym grymasie. - Maszyna wciągnęła jednego dzieciaka.

- Ja pierdolę - wyrwało się jej, a ten zaraz pokiwał głową z „ta, dokładnie". - Udało mu się pomóc?

W odpowiedzi Zachariasz pokręcił głową, ściągając brwi i przez chwilę w jego oczach zamajaczyły łzy. 

- Przez całą zmianę wygrzebywałem go spomiędzy zębatek. N-Nie chcę o tym gadać, kwiatuszku. Powiedz mi lepiej, jak twój dzień? Dżentelmen przybył z kapelusikiem?

Kapelusz. Zostawiła go w sklepiku! I mimowolnie zacisnęła usta, ściągając kąciki ust, by pohamować szeroki uśmiech. Zachariaszowi zaraz oczy rozbłysły.

- No nie gadaj!

- Nie, nie czekał na mnie na przystanku, jak obstawiałeś - powiedziała, dumnie zadzierając głowę i starając się zachować postawę, jakby w ogóle jej dzisiejszy dzień nie poruszył, mimo że poruszył ją do głębi.

- To pojawił się, czy nie? - zagadnął.

I w drodze do ich kamienicy opowiedziała mu o sytuacji z szatni, o tym, jak się czuła, a on tylko kręcił głową. Spytał tylko, czy zgłosiła sytuację przełożonemu, na co prychnęła i przewróciła oczami. Nie było sensu, bo wiedziała, co dostałaby w odpowiedzi. Że jeśli nie chce takich sytuacji, to ma być przed innymi. Że skoro była w szatni, gdy inni się schodzili, to najwyraźniej poszukiwała uwagi, którą de facto dostała. Mówiąc najkrócej: sama się prosiła. Dlatego wolała tego nie zgłaszać.

Opowiedziała jeszcze o deszczu, o zakupach, aż w końcu zniecierpliwiony jej przerwał.

- No ale gdzie ten cały jegomość?!

- Przyszedł, gdy zamykałam - powiedziała mu w końcu, a ten zaraz aż przeskoczył tanecznym krokiem, chichrając się z triumfalnym „wiedziałem". - Przyniósł mój kapelusz, i od... słowa do słowa, odprowadził mnie na przystanek.

Antykwariat Dusz || Zegar Końca Świata, tom 1.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz