Wpuściła rozhisteryzowaną kobietę do sklepu, zamykając zaraz za nią drzwi na klucz, żeby jeszcze jakiś pijaczek jej się nie władował. Żona Gawła stała, cała aż dygocząc z emocji, z wypiekami na twarzy i łzami błyszczącymi w wielkich, niewinnych oczach. Narcyza jednak drugi raz nie zamierzała dać się na to nabrać; wpuściła ją, by jej krzyki nie sprowadziły większych kłopotów w postaci sąsiada z góry. Stary dziadyga, który napsuł krwi Narcyzie od momentu jak zamieszkała w antykwariacie.
- Słucham - powiedziała, nawet nie zamierzając hamować swojego tonu i pretensji; nawet machnęła dłonią, że ma mówić. Nie zaprosiła jej głębiej, tylko stały przy ladzie i kobieta najwyraźniej była zaskoczona niechęcią Narcyzy.
- Mogę...
- Mów co masz do powiedzenia i wynoś się - odparła Narcyza, poprawiając wiązanie szlafroka.
Kobieta zacisnęła usta i pochyliła głowę, pochlipując jak mała dziewczynka, która zrobiła coś niedobrego i teraz musiała się z tego tłumaczyć przed mamą. Ale Narcyza nie była jej mamą, ona nie była małą dziewczynką, a „coś niedobrego", to był kawał świństwa. Dlatego antykwariuszka czekała z wydymanymi ustami, nie zamierzając się ulitować nad kobietą.
- L-Lepiej usiądź - powiedziała roztrzęsiona kobieta, na co Narcyza odparła „postoję".
I cisza się przedłużała, aż zaczęła być drażniąca, i dlatego antykwariuszka postanowiła ją przerwać.
- Więc? Zaraz godzina policyjna. Mów, co masz powiedzieć, i wracaj do twojego...
- Nigdy nie wrócę do tego dewianta! - uniosła się, a potem zaraz zalała się łzami. Narcyza próbowała słuchać jej pokrętnej historii, niezrozumiałej jednak przez zły, szlochy, krzyki i wyzwiska, i finalnie przysiadła na biurku i czekała, aż tamta skończy.
- A teraz jeszcze raz poproszę, na spokojnie - powiedziała Narcyza, czując się tak niebotycznie zmęczona nieswoim problemem...
- Poszli dzisiaj świętować zwycięstwo - powiedziała drżącym głosem i w końcu powiedziała coś, co brzmiało jak zdanie. Narcyza kiwnęła, że ma kontynuować. - Mnie wysłał do domu, ale nie dawało mi spokoju, więc poszłam go sz-szukać... - „Oho", pomyślała Narcyza, ale trwała niewzruszona jak posąg i patrzyła beznamiętnie na kobietę. - I po-poszłam do tego Ma-Marcina... I...
- I zobaczyłaś, jak twój mąż bzyka inną kobietę. Przykro mi, tam są drzwi - powiedziała, wskazując na wyjście.
- Ofelia to Anatol!
Kobieta krzyknęła na całe gardło, a Narcyza zastygła w bezruchu, wskazując na drzwi i przetrawiała to, co usłyszała, czując, jak drgają jej kąciki ust. Że, kurwa, co?
- Anatol? Ten Anatol? - dodała z naciskiem, powoli odwracając głowę z rosnącym uśmieszkiem. Przesłyszała się, no cholera, na pewno się przesłyszała, albo nadal ma wstrząśnienie mózgu.
- T-Tak. Ten pieprzony gnój, wielki artysta z boskiej łaski, co to kobiety ustawia po kątach, i gnoi, i powtarza, że do jebania i służenia jesteśmy, był w stroju pokojówki posuwany przez mojego, tfu!, męża.
Narcyza już w połowie jej wypowiedzi przesłaniała usta dłonią, otwierając szeroko oczy i unosząc brwi w zdziwionej minie. Jednocześnie ze wszystkich sił starała się nie parsknąć głośnym śmiechem. Nerwowy chichot wyrwał się z jej gardła, pospiesznie maskowany przez odchrząknięcie. Nadal dusząc się od wstrzymywanego śmiechu, próbowała zachować powagę. Pod młodą kobietą aż ugięły się nogi i osunęła się na ziemię, zanosząc się głośnym płaczem; Narcyza zaś trwała w bezruchu, całą swoją siłę wkładając w to, by nie parsknąć najgłośniejszym w życiu śmiechem. To były nowiny!
CZYTASZ
Antykwariat Dusz || Zegar Końca Świata, tom 1.
RomanceTom 1. Narcyza. Samotna panna mierząca się każdego dnia z bezlitosną maszyną biurokracji, która przypomina jej, że jest nieślubnym dzieckiem, Grzechem Matki. Napiętnowana Kwiatowym Imieniem, każdego dnia musi stawiać czoła pogardliwym spojrzeniom i...