Rozdział 9. - Rycerzowanie

137 26 104
                                    

Takiej nocy jeszcze nie miała.

Najpierw Anu pociągnął ją na poszukiwanie przyjęcia weselnego, a później bezczelnie się na nie wprosił, a raczej wkupił. Ofiarował parze młodej dość pokaźną sumę w postaci prezentu pod warunkiem, że mogą dołączyć do świętowania. A oni widząc, ile wyciągał z portfela, zgodzili się, przynosząc dodatkową parę krzeseł.

I zamiast siedzieć w teatrze na przedstawieniu, tańczyła z Anu. Tego wieczoru pili dużo, a nawet bardzo dużo, a jeszcze więcej tańczyli. Szalała na parkiecie bez butów, podobnie zresztą jak on. Zdjął marynarkę, rozpiął kamizelkę i nawet pozbył się krawata, rozpinając kilka górnych guzików. Nie odstępował jej ani na krok, wirując z nią tańcu. Trzymał ją mocno i blisko, jakby miała mu się zgubić w tłumie, i tylko śmiała się z jego toastów i opowieści. Bo stolik, przy którym ich posadzono, dał się porwać jego historiom.

Praktycznie nie siadał, wdając się w pogawędki, potyczki słowne czy opowiadając żarty. I gdy ona siedziała na krześle, łapiąc oddech, jemu para nie schodziła ani trochę. Dusza towarzystwa, która z łatwością odnalazła się wśród obcych ludzi, zjednując ich sobie kolejno.

Do tańca porywał ją raz po raz, czy to do skocznych melodii, w których rytm skakali po całej sali czy to tych powolniejszych kawałków, kiedy to w sumie łapała oddech, z głową opartą o jego ramię. Nie oponował, kiedy tak się przytulała i miała wrażenie, że wręcz przeciwnie, bardziej odpowiadają mu te spokojniejsze melodie. Koło piątej nad ranem pożegnali gości, życzyli młodej parze długiego i szczęśliwego pożycia, po czym wyszli na chłodny poranek. Było jeszcze ciemno, wszędzie unosiła się mgła, a ona trzymała się mocno ramienia Anu, wiedząc, że powinna swoje kroki skierować do gmachu, że... Że powinna iść do pracy. O Światłości...

Czuła się trzeźwa, bo nawet jeśli wypiła dużo podczas tej zabawy, to z całą pewnością „wypaliła" cały alkohol podczas tańca. Anu aż oczy się błyszczały, i chyba miał wypieki na policzkach. Uśmiechał się, chichotał do własnych myśli, cały czas trzymając ją blisko siebie. Narcyza zaś odpowiadała na te chichoty własnym śmiechem, i tak szli w stronę jej archiwów.

- Pewnie cuchnę jak gorzelnia - powiedziała w nadziei, że nie bełkota przesadnie.

Przystawali właśnie pod drzwiami gmachu, w którym już paliły się światła w oknach i zaraz mieli zacząć się schodzić archiwiści i inni pracownicy sądowi.

- Zapewniam cię, że pachniesz wspaniale - odparł, tak stojąc blisko niej, że czuła zapach jego wody po goleniu. Nie dotykał jej jednak, tylko schował ręce do kieszeni nonszalancko, patrząc na nią z góry z rozmarzonym uśmiechem, a jego czarne oczy biegały po jej twarzy. - I wyglądasz równie wspaniale.

- Komplemenciarz z pana - mówiąc to poczuła, jak pieką ją policzki. Choć nie zdziwiłaby się, gdyby była cała czerwona przez cały wieczór.

- Mam nadzieje, że bawiłaś się równie dobrze jak ja.

- Najlepszy wieczór od... od śmierci mojej mamy na pewno - odparła z chwilą przerwy i zawahania. - Dziękuję. Zapomniałam już, że można się dobrze bawić.

- Czy mogę przyjść po ciebie pod gmach o czternastej, jak kończysz zmianę? - zapytał, i odchrząknął. - Nie ukrywam, że wspaniale się bawiłem i zapomniałem, że niektórzy, w sensie panienka, ma dzisiaj pracę. Mam wyrzuty sumienia, że... - zacisnął usta, szukając słów i widziała po jego minie, że to nie są puste słowa.

- Proszę się nie przejmować - odparła zaraz, i czy to upojona jego towarzystwem dzisiejszego wieczoru, czy upojona alkoholem, pogładziła dłonią połę jego płaszcza. I zaraz wziął wdech, wypinając pierś, odchrząkując jednocześnie.

Antykwariat Dusz || Zegar Końca Świata, tom 1.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz