Rozdział 12. - Pożądanie

185 30 110
                                    

Wciągnęła pończochy z koronkowym wykończeniem i przepinała je do specjalnego paska, a następnie włożyła elegancką sukienkę wykończoną koronkowym nakryciem. Zabudowaną zarówno z przodu, jak i z tyłu, z białym żabotem zapinanym pod samą szyję. Sięgała niemalże samej ziemi, z rozcięciami po bokach, a luźniejsze rękawy zwężały się na nadgarstkach. Przyglądała się sobie w lustrze z każdej strony, poprawiając jeszcze materiał.

Jej małe mieszkanko na zapleczu stało się bardziej niż przyjemne w ciągu ostatnich czterech tygodni. Anu w drobnych upominkach za każdym razem przynosił jej coś, co nadawało temu miejscu ciepła, którego potrzebowała w swoim życiu: a to ładne pół prześwitujące zasłony do wnęki przy łóżku; a to obrus w kratę jak we włoskiej restauracji, i drugi w kwiatowe wzorki na zmianę. Kupił jej wielkie lustro do powieszenia na ścianie, bo jak to mówił: „kobiecą próżność trzeba karmić, inaczej więdnie jej uroda". Sama kupowała rzeczy praktyczne, służące jej na co dzień, ale to on obdarowywał ją tym, co niekoniecznie było jej potrzebne, a co z pewnością ułatwiało jej życie.

Sukienkę, którą miała na sobie, również jej sprezentował. Patrząc do lustra, poprawiła jeszcze eleganckie upięcie włosów. Była u fryzjerki po raz pierwszy w życiu, by specjalistka upięła jej burzę loczków w modną, wysoką fryzurę, wypuszczając po jednym niesfornym kosmyku przy każdym uchu, by - jak to kobieta stwierdziła-  pokarmić męską próżność. Poprawiła makijaż, użyła jeszcze czerwonej szminki, podkreślając oczy czarną kredką i delikatnie pudrując policzki, czoło oraz czubek nosa.

Skromnie, ale elegancko. Nie była to tak odważna kreacja, jak na ich pierwszą kolację, ale z pewnością ładnie podkreślała jej figurę. Usłyszała pukanie do drzwi zaplecza.

- Gotowa? - zapytała Józia, uchylając i zaglądając do środka. Aż jej oczy rozbłysły i aż otworzyła usta w szerokim uśmiechu. - No, no! Usidlisz go na amen!

- Józiu - skarciła przyjaciółkę, a potem zadowolona spojrzała do lustra, przyglądając się jeszcze sobie.

Nie planowała go usidlać. Nie to było jej zamiarem, ale coraz częściej przyłapywała się na myśleniu, że gdyby się jej oświadczył, byłaby skłonna powiedzieć „tak". Ostatnie cztery tygodnie sprawiły, że... że gdy wracała do siebie, to tęskniła za jego towarzystwem, jego uśmieszkami, jego ukradkowymi spojrzeniami. A najbardziej to brakowało jej tego, jak spontanicznie potrafił ująć jej dłoń, by pocałować wierzch.

Anu. Gdy myślała, że jej świat się posypał, że straciła wszystko, o co walczyła, pokazał jej, że tak nie jest. Otwierała antykwariat, a on w porze obiadowej przychodziłby zabrać ją do restauracji. Nie musiał być wykwintny, nawet nie miał nic przeciwko chodzeniu do jej ulubionego baru mlecznego. Odprowadzał ją, ponownie całując w dłoń i życząc miłego dnia, i znikał na całe popołudnie, by pojawić się przed zamknięciem. Czasami, zamiast porwać ją na obiad, wpadał z całą skrzynią i tylko słyszała, jak się krząta, jak jej gotuje, bo akurat go natchnęło, że ma na coś ochotę i chce się tą ochotą podzielić. Czasami, po zamknięciu, szli spacerkiem przeważnie do hotelu, zważywszy na godzinę policyjną, gdzie czekała na nich przygotowana kolacja. Jedli ją niejednokrotnie w pustej sali restauracyjnej, przy świecach, bez obsługi. Popijali wino, rozmawiali o książce, którą mu dała do przeczytania, albo o swoich dniach. Ona skarżyła się na klientów, on na swoje pacjentki. Zostawiał sowity napiwek obsłudze, zabierał ją do skrzydła z barem, odpalał starą szafę grającą i pili w towarzystwie muzyki, albo - gdy był już nieco bardziej wypity - zapraszał ją do tańca. Lubiła te momenty, gdy włączał się smętny, powolny kawałek jazzowy, i mogła się do niego bezwstydnie przytulić. Bo zawsze pachniał tą samą wodą po goleniu, i zawsze był ciepły, i dawał jej takie poczucie... Bezpieczeństwa. Stabilizacji.

Antykwariat Dusz || Zegar Końca Świata, tom 1.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz