Część 1 ~ Nie(jasność)

442 56 107
                                    

Krwawy księżyc. Piękne zjawisko, czyż nie?

Wychodzenie na nocny spacer było, można by rzec, moją codziennością, rutyną. Było to coś mojego. Był to czas, który mogłam spędzić sama ze sobą i oderwać się od rzeczywistości. Fakt, było to trochę niebezpieczne, ale kochałam adrenalinę i noc, a one kochały mnie. Dziś było nieco chłodniej, dlatego założyłam obszerną czarną bluzę z kapturem, który perfekcyjnie sprawiał, że nie rzucałam się w oczy. Nie lubiłam tego, że jestem albinoską. Nie lubiłam, gdy się patrzą i szepczą mi za plecami. Skoro już zaczęłam to mam na imię Aurelia, mam szesnaście lat, zero przyjaciół, ojca pijaka i to w zasadzie tyle. Nie ma się czym chwalić, oprócz pokaźnej ilości przeczytanych książek (zalicza się, co nie?).

Niespodziewanie mój telefon zawibrował. Stanęłam z boku chodnika obok małej ławeczki i odczytałam wiadomość, którą nie wiem po jakiego grzyba wysłał mi klasowy pajac o drugiej w nocy.

" Musimy się koniecznie spotkać w Central Parku na Bow Bridge. Wiem, że nie śpisz, dlatego chodź tu teraz. To ważne. "

Moja oświetlona światłem z komórki twarz wykrzywiła się w grymasie. Coś tu ewidentnie nie grało. Po pierwsze: Eric mnie nienawidzi i szydzi ze mnie na każdym kroku, a po drugie w wiadomości nie było ani jednego przekleństwa. Uwierzcie mi, ilość niecenzuralnych słów wydostająca się dziennie z jego ust była niepoliczalna. Jednak ciekawość wygrała i pognałam do parku. Typowa ja.

☾︎

Stałam po środku mostu, a Erica (kto by się spodziewał) nie było. Zdenerwowana bardziej na siebie niż na niego wyciągnęłam telefon i wybrałam jego numer.

Pierwszy sygnał...

Drugi...

Trzeci...

Czwarty...

Piąty...

Już miałam się rozłączyć, gdy nagle odebrał.

- Halo? Stoję tu już od piętnastu minut, jestem zziajana i jutro pewnie będę chora, a ty gdzie?! - wydarłam się do słuchawki zapominając, że mogę obudzić pewną śpiącą tu pijaną grupę ludzi typową dla parków.

Nie uzyskałam żadnej odpowiedzi. Po paru sekundach ciszy Eric się rozłączył. Załamana rozmasowałam czoło i już miałam ruszyć do domu, gdy stało się to.

- Tu jestem - usłyszałam szept dobiegający tuż zza moich pleców.

Serce boleśnie mi się zacisnęło, a po moim ciele przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Powoli odwróciłam się i ujrzałam wysokiego chłopaka z czarnymi, jak smoła oczami i orzechowo blond włosami. W ręku trzymał telefon Erica, a na jego twarzy malował się delikatny uśmiech.

- K-kim ty jesteś? - wyjąkałam, a potem dodałam już pewniej - chcesz, żebym zeszła na zawał? 

- Asher. - odparł nonszalancko - A ty jesteś Aurelia, prawda? - wydawało się, jakby w ogóle nie usłyszał mojej uwagi.

Barwa jego głosu była dosyć niska, ale bardzo ciepła i przyjemna. Powoli kiwnęłam twierdząco głową i zaczęłam bombardować go pytaniami:

- Czego ode mnie chcesz?, Skąd masz telefon Erica i wiesz, jak mam na imię?, Może jesteś jego kolegą, hę...?

- Obiecuję, że wszystko ci powiem, tylko musisz mi zaufać i ze mną pójść, okej? - chłopak odrobinę spoważniał - nie mamy dużo czasu.

Nie no błagam, serio? Laluś myśli, że bez żadnych wyjaśnień tak po prostu sobie z nim pójdę? Z jakimś obcym typkiem, który zakosił telefon i mnie straszy?

Rozkwitłam w świetle KsiężycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz