,,Nie nazywaj tak siebie"
,,Wcale nie jesteś idiotą"
Wspominałem słowa Mistrza Wu. Za dawnych czasów dużo razy nazwałem siebie idiotą.
I dla mnie to już było normalne.
Każdy dzień spędzałem tak samo.
Przykuty do ściany: jadłem (suchy chleb ale to już cos), piłem (wodę ale to nadal coś), spałem, marudziłem kłóciłem się albo z ojcem, albo z Harumi, albo ojciec mnie bił.
I tak wyglądało moje życie.
Czyli cytując: ,,(nie) Idealne Życie Lloyda Garmadona"(^
|
Proszę mi tego tytułu nie zabierać XD Może tak nazwę kolejną książkę która napiszę jak skończymy tą trylogie :3
Ale jeszcze się okaże- od autorki)Nie czułem się jak bohater. Z dnia na dzie nie czułem się jak walony więzień.
I co, tak miało wyglądać moje życie?
Nie nie, to się musiało kiedyś skończyć.
Taki tryb życia był zdecydowanie okropny.
Ale... Ja nie byłem już dzieckiem.
Już nie sprawiało mi radości nadejście wiosny.
Już nie sprawiało mi radości bawienie się na dworze.
Już nie sprawiało mi radości granie na konsoli.
Już wiele rzeczy nie sprawiało mi radości.
Wręcz przeciwnie- nie obchodziły mnie już.
Nie obchodziło mnie nadejście wiosny, albo bawienie się na dworze. Albo granie na konsoli.
Nuda.Znaczy, dla Jay'a nie.
Ale dla mnie już tak.
Moje zaufanie do ludzi kończyło się.Przestawałem wierzyć w ludzkość.
Z tego całego myślenia wyrwał mnie głos ojca:
-Czy ty naprawdę musisz cały dzień myśleć o niewiadomo czym?Tak.
-A co innego mam robić?- zapytałem.
-Błagać mnie o litość na przykład- parsknął ojciec.Co k#rw4 ?
A no tak. Miałem nie przeklinać...
A W DUPIE.
-Czemu miałbym to robić?- zaśmiałem się.
-Nie zależy ci na litości ode mnie? Nie chciałbyś...- nie dokończył ojciec.
-Przestań mną manipulować. Nie, nie chciałbym- warknąłem.- Jakbym coś chciał to bym ci powiedział. To oczywiste, tak?,
-Jesteś taki sam jak twój ojciec- Garmadon przewrócił oczami.Co.
-A chwila....- kontynuował.- To ja jestem twoim ojcem... Nieważne.Ja i Kai byśmy się już dusili ze śmiechu.
Ale teraz chciałem pokazać, że potrafię się zmienić.
Tak naprawdę to nie potrafię.
ALE!
Udawać można.. Ah, słodkie uczucie oszustwa.. skąd ja to znam?Odpowiedź na te pytanie była oczywista. Można na nie odpowiedzieć jednym zdaniem. Krótkim zdaniem. Które nawet nie jest chyba zdaniem. Nieważne, nigdy nie byłem dobry z takich rzeczy, lecz... Odpowiedz była banalna:
Ojciec, Harumi, matka.,, Święta trójca"
Nie, nie. To określenie do nich nie pasowało...
,,Banda debili"
Ha! Od razu lepiej.
-Szkoda, że zapominasz o tak łatwych rzeczach- powiedziałem.
-Czasami po prostu ciężko uwierzyć, że taki nieudacznik jest moim synem- powiedział ojciec.
-Ja?- zapytałem.
-Nie. Adolf Hitler, wiesz?- parsknął ojciec.- No jasne że ty, kretynie!
-Ejejej.. wypraszam sobie. Nie jestem nieudacznikiem- posiedziałem.
-Czyżby?- zapytał.- Dla mnie jesteś słabeuszem.
-Ah... Kto to mówi?
-Przepraszam, co?- zapytał ojciec.- Czy ja dla ciebie jestem słaby?Tak.
-Emm.. nie? To tak automatycznie się powiedziało- wzruszyłem ramionami. Chciałem machnąć ręką, lecz zapomniałem o łańcuchach.
-Argh. Mam ciebie dość- powiedział i kierował się do wyjścia.Co on jakiś pirat czy co? Bo brzmi jak jakiś kapitan statku. Co to za dźwięk? ,,Argh" ? Nie no pirat. Zdecydowanie.
-Nie wracaj nigdy- powiedziałem cichutko. I chyba nie słyszał...- Sayonara!
CHYBA nie słyszał...
Raczej nie.
Ale wyszedł i znowu zostałem sam
Znowu zacząłem myśleć o różnych rzeczach.
Było trochę nudno.. podczas rozmowy z ojcem można było się pośmiać.
W sensie w głębi duszy.
Na zewnątrz nie.Chciałem wrócić do klasztoru. Cały i zdrowy.
Znaczy.. na moim ciele było dużo siniaków i ran. Ale najważniejsze to było, aby nie zginąć.
Tak, jak mówił mi dziadek.Chciałem wreszcie żyć spokojnie...
Być może dostanę swój happy end.
CZYTASZ
Chociaż mi zaufaj || Lloyd Montgomery Garmadon - II tom Fałszywego Uśmiechu
Fantasy-Co się z tobą stało?- zawołałem.- Zmieniłeś się. -Nie zmieniłem się- warknął.- Pokazałem tylko moją prawdziwą twarz. Niby wszystko było idealnie, ale pozory mylą. 𝑫𝒍𝒂 𝒘𝒔𝒛𝒚𝒔𝒕𝒌𝒊𝒄𝒉, 𝒌𝒕𝒐𝒓𝒛𝒚 𝒌𝒊𝒆𝒅𝒚𝒌𝒐𝒍𝒘𝒊𝒆𝒌 𝒛𝒐𝒔𝒕𝒂𝒍𝒊 𝒛�...