Rozdział 20

17 3 0
                                    

Następnego dnia postanowiłam w końcu wyjść z domu. Ubrałam się ciepło i wyszłam na mroźne powietrze. Śnieg skrzypiał pod moimi butami, a zimny wiatr szczypał w policzki. Mimo wszystko, spacer po parku wydawał się na początku kojący. Patrzyłam na dzieci lepiące bałwany, rodziny spacerujące z psami, pary trzymające się za ręce. Na chwilę poczułam się jakby moje życie też mogło wrócić do normalności.

Nagle zauważyłam ich. Matt i Jessica. Szli razem, śmiejąc się i trzymając za ręce. Chłopak wydawał się tak szczęśliwy, tak beztroski, jakby nic nigdy się nie stało. Jessica uśmiechała się do niego, a on odwzajemniał jej uśmiech z takim ciepłem, z jakim nigdy nie uśmiechał się do mnie.

Zatrzymałam się, czując, jak serce rozpada mi się na nowo. Wszystko, co próbowałam zbudować w sobie przez ostatnie dni, nagle runęło jak domek z kart. Odwróciłam się i zaczęłam biec z powrotem do domu, z trudem powstrzymując łzy.

Od razu pobiegłam do swojego pokoju, trzaskając drzwiami.

Usiadłam przy biurku, patrząc na puste kartki papieru. Wszystko we mnie krzyczało z bólu i zaczęłam pisać.

Łzy kapały na papier, rozmazując atrament. Ból był tak silny, że nie mogłam myśleć jasno. Czułam, że jestem na krawędzi, że jedynym wyjściem jest zakończenie tego wszystkiego.

Drżącymi rękami złożyłam papier, próbując nie patrzeć na rozmazane słowa. Wyszłam z pokoju, czując się jak w transie.

Pierwszą kartkę położyłam na łóżku Toma. Przez chwilę patrzyłam na nasze zdjęcia nad jego biurkiem.

Kolejną zostawiłam na biurku mojego ojca. Wiedziałam, że to złamie mu serce, ale ból w mojej duszy był zbyt wielki, bym mogła myśleć o kimkolwiek innym. Ostatni raz spojrzałam na zdjęcie rodziny stojące na jego biurku i wyszłam, zamykając drzwi za sobą. Schodząc po schodach, poczułam, jak każdy krok staje się coraz cięższy.

Następną położyłam pod wycieraczką Tori. Wiedziałam, że to będzie dla niej najtrudniejsze do zrozumienia, ale nie mogłam już znieść tego bólu. Zacisnęłam usta, starając się nie płakać więcej.

Ostatnią położyłam pod wycieraczkę Matta. Drżącą ręką wsunęłam ją tam, czując, jakby moje serce rozpadało się na milion kawałków. Chciałam krzyczeć, chciałam, żeby poczuł choć odrobinę tego, co ja czułam. Ale zamiast tego po prostu odeszłam, nie oglądając się za siebie.

Wróciłam do domu, czując się jak wrak człowieka. Wiedziałam, co muszę zrobić, ale każdy krok wydawał się nadludzkim wysiłkiem. Weszłam do swojego pokoju, zamknęłam drzwi i usiadłam na łóżku. Wszystko było takie ciche, takie ostateczne.

Zamknęłam oczy, próbując znaleźć odrobinę spokoju w tym chaosie. Moje myśli krążyły wokół jednego - ulgi, której tak desperacko pragnęłam.

Wstałam z łóżka, nogi mi drżały pod ciężarem decyzji, którą podjęłam. Z trudem powlokłam się do łazienki, czując, jak każdy krok jest coraz trudniejszy. Mój umysł był zamglony, a serce biło nieregularnie. Weszłam do łazienki i zamknęłam za sobą drzwi.

Podeszłam do umywalki i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Widziałam tam kogoś, kogo ledwo poznawałam. Twarz była blada, oczy przekrwione i pełne bólu. W moim spojrzeniu nie było ani cienia dawnej radości. Zza etui telefonu wyciągnęłam żyletkę. Dłonie mi drżały, a serce biło szybciej.

Usiadłam na podłodze, opierając się plecami o ścianę. Żyletka lśniła w mojej dłoni, a mój oddech stawał się coraz płytszy. Spojrzałam na swoje nadgarstki, starając się zebrać w sobie odwagę na ten ostateczny krok. Zgarnęłam kosmyk włosów za ucho i odetchnęłam głęboko, próbując uspokoić szalejące myśli.

Przyłożyłam żyletkę do skóry, czując jej chłód. Dusiłam się łzami, wbijając ją mocno w nadgarstki. Żyły. Krew od razu poleciała. Udało się, trafiłam.  Zrobiłam jeszcze kilka równie głębokich kresek i położyłam żyletkę na podłodze obok mnie. Powoli umierałam.

Illusion of love |16+|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz