Rozdział 1

77 7 2
                                    

Gdy usłyszałam dzwonek do drzwi, wstałam z łóżka i podekscytowana zbiegłam ze schodów. Otworzyłam je i ujrzałam moją najlepszą przyjaciółkę – Victorię Moore. Tori była niską blondynką o pięknych brązowych oczach. Miała wspaniałą sylwetkę, której zazdrościło jej wiele dziewczyn w szkole.

- Dzień dobry, Liv. - powiedziała dziewczyna, wchodząc do środka.

- Hej, Tori. - odpowiedziałam, przytulając ją. - Jak ci mija ostatni dzień wakacji?

- Zajebiście. - odparła.

Ruszyłyśmy w stronę mojego pokoju, po drodze weszłyśmy do kuchni i wyciągnęłam colę z lodówki. Gdy byłyśmy już w mojej sypialni, zaczęłyśmy się przygotowywać na imprezę na zakończenie wakacji. Ubrałam czarną przylegającą spódniczkę i tego samego koloru top. Do tego włożyłam wysokie czarne buty na obcasie. Moje średniej długości brązowe włosy spięłam klamrą w kucyk. Makijaż zrobiłam dość mocny. Tori założyła ciemne jeansy, biały top i czarne buty na obcasie. Pomalowała się lekko. Do torebki spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy. Wzięłam cienką kurtkę, gdyby było mi zimno.

- Dylan napisał, że kogoś przyprowadzi. - powiedziała moja przyjaciółka. - Może kogoś poznał. Chociaż uważam, że jeśli jest to impreza klasowa to nie powinien przyprowadzać kogoś spoza klasy.

- Mówisz tak tylko dlatego, że od roku ci się podoba. - usłyszałam głos z progu drzwi. 

Popatrzyłam w tamtą stronę. Jakbym mogła zapomnieć o moim młodszym bracie. Thomas Grant, młodszy ode mnie o dwa lata. Mimo znanego wszystkim stereotypu, że rodzeństwa się nienawidzą to z nami jest inaczej. Kocham mojego brata, a on mnie. Możemy na siebie liczyć w każdej sytuacji. Wspieraliśmy się nawzajem, gdy nasza matka zginęła w wypadku samochodowym trzy lata temu. Lubimy swoje towarzystwo i często wieczorami siedzimy u mnie w pokoju i rozmawiamy.

- Lepiej bym tego nie ujęła, Tom. - odparłam ze śmiechem. Popatrzyłam na dziewczynę, która zrobiła się czerwona. - Taka prawda, Tori. Wiem dobrze, że McCoy ci się podoba.

- Tak, podoba mi się, ale nie jestem o niego zazdrosna. - powiedziała oburzona.

- Właśnie widać. - wyszeptałam do mojego brata. - Dobra, zbieramy się. Jak tata wróci to powiedz mu, że wrócę późno.

Tom zamknął za nami drzwi po czym ruszyłyśmy w stronę parku, w którym mieliśmy się spotkać. Co prawda miałam auto, ale Paterson nie jest bardzo dużym miastem, więc uznałyśmy, że się przejdziemy. Droga do parku zajęła nam dwadzieścia minut. Gdy tam dotarłyśmy, byli już wszyscy z wyjątkiem McCoya.

- Pewnie jest zajęty i się spóźni. - odparła Tori przewracając oczami.

- I ty niby nie jesteś zazdrosna? - zapytałam ze śmiechem.

- Wal się, Liv. - pokazała mi środkowy palec.

Jasne, że była zazdrosna, ale nie chciała tego przyznać nawet przed samą sobą. Rozumiałam ją. Skoro kogoś znalazł to po co miała pokazywać zazdrość.

Podeszłam do znajomych i się przywitałam. Po chwili zauważyłam idącego w naszą stronę Dylana, który o dziwo nie był z dziewczyną. Gdy nieznajomy zobaczył, że na niego patrzę, uśmiechnął się. Miał piękny uśmiech. On cały był przystojny. Przez koszulkę było widać jego mięśnie. Dobrze zbudowany brunet z zielonymi oczami - ideał.

- Cześć słodziaki! - odparł McCoy. Podszedł i mnie przytulił. - Jak minęły wakacje mojej pięknej Olivii?

- Wiedzieliśmy się co najmniej raz w tygodniu a ty pytasz jak minęły?

Illusion of love |16+|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz