Życie Jennifer:
Nieruchomo leżałam na łóżku mojego pokoju. Musiałam sobie wszystko przeanalizować w głowie czego się dowiedziałam. Mój tata był zamieszany w sprawę zaginięcia mojego dziecka. Nie to nie może być prawda. Na pewno pominęłam jakiś fragment tej całej układanki.
Patrzyłam na dwa zdjęcia w moim telefonie, które przedstawiały zdania napisane tą samą kaligrafią. Tym samym piórem. Od sobotniego obiadu minął jeden dzień. Jeden dzień, który trwał jak wieczność. Dalej gubiąc się w moich myślach sięgnęłam po moją ulubioną powieść. Zdążyłam ją już przeczytać chyba ze sto razy.
Przewijałam kartkami nie mogąc skupić się na czytaniu. Z niechęcią odblokowałam telefon, wzięłam z biurka słuchawki i je założyłam. Ubrałam białe trampki, narzucając jeszcze na siebie jakąś rozpinaną bluzę i wyszłam z domu. Od razu poczułam na sobie ciepłe krople deszczu, które spadały z nieba. Włączyłam w smartfonie moją ulubioną playlistę i zaczęłam słuchać jednej z piosenek Lany Del Rey.
*Swinging in the backyard
Pull up in your fast car
Whistling my name
Przemierzałam ciemne ulice Woodsboro w spokoju, jednocześnie słuchając melodii na słuchawkach.
Open up a beer
And you say, „Get over here And play a video game"
I'm in his favorite sun dress
Watching me get undressed
Take that body downtown
Po drodze postanowiłam wejść jeszcze do sklepu. Złapałam w rękę czerwone wino i podeszłam do kasy. Za ladą ujrzałam starszą panią po czterdziestce, którą skądś kojarzyłam, ale nie wiedziałam skąd.
- Poproszę jeszcze niebieskie marlboro – wskazałam palcem na opakowanie papierosów.
- Dowodzik? – zapytała. Posłusznie wyjęłam z kieszeni mój dowód i jej pokazałam. – Mhm, jasne coś jeszcze?
- Nie – zaprzeczyłam szybko.
- Czterdzieści dziewięć, dziewięćdziesiąt osiem – powiedziała.
- Kartą – odrzekłam. Odebrałam swoje produkty rzucając jeszcze ciche do widzenia i kontynuowałam swój spacer.
Myślałam o wszystkim i o niczym. Na przykład o tym co robi teraz mój syn, o ile jeszcze żyje. Na tą myśl łzy wypłynęły mi z oczu mocząc jeszcze bardziej moją przemokniętą bluzę.
Jacob niestety nie posiadał ojca. Philip – mój mąż – zmarł w wypadku samochodowym trzy miesiące przed moim porodem. Oczywiście jeszcze nie pokazywałam synowi jego grobu. Uznałam, że jest jeszcze zbyt mały, żeby zrozumieć zgon, a nie chciałam dokładać mu jeszcze większych zmartwień. Nie chciałam, aby zaczął o nim myśleć źle.
Skręciłam w jakąś nieznaną mi uliczkę i szłam prosto. Mam nadzieję, że wrócę jeszcze dziś do domu. Ciszę przerwał dzwoniący do mnie telefon. Wzdrygnęłam się na samą myśl, że to może być jakiś seryjny morderca. Przypomniałam sobie jednak, że pewnie jest to któryś z moich przyjaciół. Bez zastanowienia więc wyjęłam dzwoniące urządzenie i spojrzałam na jego wyświetlacz. Nieznany numer. Czyli jednak morderca. Chyba pierwszy raz w życiu zdecydowałam się odebrać od nieznanej osoby. Przyłożyłam smartfona do ucha i powiedziałam drżącym głosem:
- Halo?
- Witaj skarbie – po drugiej stronie rozbrzmiał przeraźliwy głos. – Pobawimy się w pewną grę?
YOU ARE READING
DISAPPEARING CHILDREN
Mystery / ThrillerDorosła Jennifer Walther razem ze swoim synem Jacobem świętowali jego urodziny w letni wieczór, który spędzała razem z przyjaciółmi. Po odstawieniu dziecka do spania usłyszała przerażające krzyki swojego syna. Jednak gdy przybiegła, było już za póź...