ROZDZIAŁ 27 - SZATYNKA STOJĄCA W PŁOMIENIACH

10 0 1
                                    


Był wieczór, godzina dwudziesta pierwsza. Czekałam na Xandera, abyśmy mogli wspólnie zrealizować nasz plan. Po chwili w domu można było usłyszeć głośne pukanie do drzwi na przemian z klikanym dzwonkiem. Przewróciłam oczami, wiedząc że to jest blondyn. Wstałam z kanapy i poszłam mu otworzyć. Ten po uchyleniu drzwi wleciał do środka jak petarda.

- Nie mogę się już doczekać! – krzyknął do mnie. Tak ja też...

Wyjęłam z szafki jakiś duży plecak i zaczęłam tam chować najpotrzebniejsze rzeczy na naszą misję. Upewniłam się, że wszystko jest i kiwnęłam do chłopaka głową na znak gotowości. Wziął ode mnie plecak i razem wyszliśmy z mojego mieszkania.

Poprzez wiadomości dowiedzieliśmy się jakie domy zostały już przez wampiry zaliczone. To zdecydowanie ułatwiało całą sprawę.

Stanęliśmy przed domem... albo raczej willą, która była obok mojego miejsca zamieszkania. Nie wiem czemu, ale miałam dziwne przeczucie, że wydarzy się coś złego... tylko nie mam pojęcia co.

W plecaku miałam schowane dwie krótkofalówki. To przez nie będziemy się komunikować. Ustaliliśmy, że ja idę na przód domu i będę czekać aż ktoś przyjdzie, a potem zdejmę mu pierścień, a Xander będzie schowany z boku domu w krzakach. Gdy wampir nie będzie miał ochrony, blondyn szybko poświeci na niego lampą, którą wzięliśmy. Mieliśmy brać latarki, ale uznaliśmy, że daje za mało światła, a jej pole jest zbyt małe, aby złapać całego mordercę.

Czekaliśmy w krzakach już jakieś piętnaście minut. Musieliśmy być cierpliwi. Nagle zauważyłam ciemną postać zbliżającą się do willi. Mieliśmy szczęście, że wybraliśmy akurat to miejsce...

Przycisnęłam przycisk w krótkofalówce i zaczęłam mówić szeptem do Xandera.

- Widzę zamaskowaną postać. Bez odbioru. – powiadomiłam go. Skupiłam swój wzrok na idącym człowieku. Kątem oka zauważyłam, że nie ma na sobie na szczęście żadnych rękawiczek. Teraz będzie prosto.

Wampir skręcił w prawo i takim sposobem stał przed willą. Gdy stwierdziłam, że postać mnie nie widzi, wystawiłam ledwo widocznego kciuka w górę do blondyna, ale on go na szczęście widział, bo odpowiedział mi tym samym.

Bezszelestnie wyszłam z krzaków i na palcach zaczęłam się zbliżać do wampira przede mną. Podbiegłam do postaci i szybkim ruchem zdjęłam jej jedną z rękawiczek, a pierścień zsunął się razem z nią. Nagle oślepiło mnie światło, które sprowadził na nas blondyn. Odsunęłam się szybko, abym mogła coś zobaczyć. Spojrzałam w stronę płonącej postaci, która błagała o pomoc. Krzyki jednak przypominały mi głos kogoś znajomego...

- Stop! Opuść lampę! – rozkazałam. Chłopak zrobił to o co prosiłam. Wyłonił się z krzaków i podszedł do nas żwawym krokiem.

Kucnęłam przy zwijającej się jeszcze postaci z bólu. Usiadłam na niej okrakiem i jednym ruchem zdjęłam jej maskę z twarzy. Widok, który zobaczyłam był szokujący.

- Amber!? – wykrzyknęliśmy w tym samym czasie. Ta tylko zaśmiała się krzywo i próbowała wstać, ale uniemożliwialiśmy jej to.

- Zaskoczeni? – uśmiechnęła się.

No tak... jak mogłam nie zauważyć przez te kilka tygodni zmiany w jej zachowaniu!? Ciekawe kto jeszcze jest mordercą z naszej grupy...

- Mów wszystko co wiesz! – warknęłam.

- Nie tak agresywnie. Pamiętajcie, że wystarczy jeden ruch, a możecie być już nieżywi. Nie chciałabym jednak tego robić dla moich wspaniałych przyjaciół – oznajmiła z udawanym żalem.

DISAPPEARING CHILDRENWhere stories live. Discover now